On zażądał od razu niemożliwego: "chcę, żeby był wóz strażacki z drabiną i żeby się paliło". Następnie na wszelki wypadek zalał się łzami.
Korciło mnie, by znowu napisać coś kontrowersyjnego, bo to i nauczyciele, i mniejszości, i park zamiast górek… Ale co chcę wsadzić kij w mrowisko, to mi niechcący z całą ręką wchodzi, a mrówki – wiadomo – to czerwone, to brunatne, nie przepuszczą takiej okazji. W duchu ekologii zostawmy więc mrowiska.
Wielki Post zmusza do przemyślenia własnej religijności. Nie mam za bardzo czym się chwalić, jestem sceptyk, jakich mało. Sceptycyzm to choroba duchowa naszych czasów. Przy czym ojcowie duchowni podkreślają, że daleko nam do św. Tomasza, który uwierzył i zobaczył, ale musiał się przy tym nasłuchać, że: „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. My, choćbyśmy paluchy w rany Pana wpychali, to jeszcze będziemy mieli wątpliwości. Stąd ta nasza generalna nieufność do cudów i cudowności w ogóle. Informacje o domniemanych nadprzyrodzonych wydarzeniach zbywamy często ironią. Kiedyś zresztą zasłyszałem taką piękną myśl: „Dawniej ludzie wierzyli dzięki cudom, dziś – pomimo cudów”. Przyznam: też zazwyczaj jestem na dystans.
Raz się jednak zdarzyło. Pan Bóg zrobił mi taki dowcip, że do dziś się z tego w gronie rodzinnym śmiejemy. Nic wielkiego, puścił do mnie oko. Otóż w mym starszym synu rozgorzała pasja zbierania znaczków pocztowych. Kiedyś było to popularne, dziś młodzi filateliści są w zdecydowanej mniejszości. Wszystko byłoby dobrze, gdyby własnego zbioru nie zażądał młodszy, wtedy czteroletni syn. Ale nic w rodzaju: „chcę własne znaczki”. On zażądał od razu niemożliwego: „chcę żeby był wóz strażacki z drabiną, i żeby się paliło”. Następnie na wszelki wypadek zalał się łzami.
Czy przypominają sobie Państwo wszystkie znaczki z drabiniastymi wozami strażackimi? Ja też nie. Czarna rozpacz, ale obiecałem, że zapytam. Kosztowało mnie to wycieczkę na pocztę główną. Rozmowa w punkcie filatelistycznym przebiegała w podobnym tonie, oszczędzę ją tym Czytelnikom, którzy dotrwali do tego punktu, pani w okienku była zresztą nieco poirytowana. „Nie ma takich znaczków, proszę pana!” Przerzuciliśmy oczywiście wszystkie dostępne zbiory… W tym momencie wychodzę ze sklepiku, staję przed witryną i co widzę? Widzę, że Pan Bóg postanowił ze mnie zażartować, bo tak ślicznego znaczka ze strażą, z drabiną i z pożarem sam bym nie wymyślił.
Drodzy sceptycy wszystkich krajów, łączcie się, a jak już się połączycie, to spróbujcie dostrzec choć małe cuda, bo głupio byłoby przegapić cud Bożej miłości.