Kojarzy się to jednoznacznie i to nie najfajniej - z paleniem książek przez nazistowskie młodzieżówki w III Rzeszy. Bardziej oczytani pamiętają też inny kontekst: książkę Raya Bradbury’ego „451 stopni Fahrenheita”, powieść SF, gdzie w dalekiej przyszłości też pali się książki.
Akurat miałem pisać coś o książkach, ale jeszcze nie wiedziałem, o których, i teraz już wiem: o tych palonych, o których huczy cała Polska. W tej sprawie można być tylko fundamentalnie „za” albo „przeciw”, więc spróbuję tak, jak nie można: tylko troszkę przeciw. Ksiądz z Koszalina, wraz z ministrantami, spalił książki dotyczące wróżbiarstwa i okultyzmu. Kojarzy się to jednoznacznie i to nie najfajniej – z paleniem książek przez nazistowskie młodzieżówki w III Rzeszy. Bardziej oczytani pamiętają też inny kontekst: książkę Raya Bradbury’ego „451 stopni Fahrenheita”, powieść SF, gdzie w dalekiej przyszłości też pali się książki.
Człowiek jest istotą symboliczną, myśli obrazami i mitami, a nasze społeczeństwo jest bardzo wyczulone na mity godzące w podstawy wolności społecznej. Ale wydaje się, że intencja księdza była zupełnie inna – w ognisku znalazły się nie tylko książki, ale również przedmioty związane z magią. Rozumiem, co happening miał wyrażać, „główna idea utworu” mi pasuje, tylko „środki wyrazu” tym razem zawiodły. Swoją drogą, dobór lektur poszedł po linii najmniejszego oporu: „Harry Potter”, „Zmierzch” - to takie "gotowce", jak już się nie chce dyskutować o pogodzie, pięćset plus i osiągnięciach Nawałki.
Ale nie będę rzucał kamieniem – przyznam, że tuż po transformacji ustrojowej znaleźliśmy na dnie szafy stary podręcznik do historii z 1953 roku. To było curiosum jakich mało, z „zaplutymi karłami reakcji” włącznie. W podniosłym nastroju, całorodzinnie, pozwoliliśmy podręcznikowi spłonąć w babcinym piecu. Dziś tej decyzji żałuję, bo książeczka miała wartość nieocenioną jako świadek pewnej epoki. Ale w życiu nie potraktowałbym tamtej decyzji jako atak na podwaliny liberalnej demokracji. Zakłamaną książkę spotkał zasłużony los. Piszę o tym tylko dlatego, by podkreślić, jak bardzo niekiedy kontekst sytuacji decyduje o jej odczytaniu.