Ale mam prawo kierować się też po ludzku rozumianą solidarnością - nie "ze swoim", ale po prostu z bliźnim.
1. Bardzo możliwe, że w tej sprawie (jak i w wielu innych) nie miałem racji.
2. Istnieje wszakże możliwość, że miałem. Może całą, a może część…
3. Jestem szczęśliwym człowiekiem, wolnym od poczucia, że moim obowiązkiem jest mieć we wszystkim rację.
4. Punktem wyjścia mojej pisaniny nie jest udowadnianie, że to ja mam „świntą rację”, i że zmiażdżę oponentów argumentacją. Ależ nie: pisanina zwana powszechnie publicystyką ma sens wtedy, gdy ma się do powiedzenia coś nieoczywistego, gdy na przykład odsłania się nieco inny punkt widzenia, niż powszechnie obowiązujące.
5. Obowiązujące obecnie punkty widzenia są (najczęściej) powiązane z podziałem plemiennym, o którym ostatnio pisał ks. Rafał Pastwa. Prawda, rozumiana zgodnie z klasyczną definicją, jest kosmicznie daleko od tym podobnych podziałów…
6. …co oczywiście nie pozwala mi jeszcze sądzić, że unikanie plemiennych podziałów daje monopol na prawdę.
Dość punkcików, jeszcze chwila o księdzu. Zdaniem jednych zrobił „najlepszą rzecz na świecie” (tak, właśnie, niszczmy, palmy, depczmy, a co - Nergalowi wolno, a nam nie?!), zdaniem innych - „najgorszą rzecz na świecie” (jak ksiądz, ogień i książki, to wiadomo z góry, że zaraz Inkwizycja i naziści…). A można na spokojnie, bez tego „naj”? Nie jestem zwolennikiem palenia czegokolwiek, ale nie jestem też zwolennikiem wieszania psów na kimkolwiek, kto zasłynął jednorazową wpadką, a teraz obrywa z lewa i z prawa.
Z kilkoma osobami, już po moim artykuliku, miałem okazję podyskutować. Trochę się różniliśmy, bardzo się różniliśmy, nawet fundamentalnie się różniliśmy. Ale ważniejsze jest jednak, że: „miałem okazję podyskutować”. Okazja przepadła, gdy ktoś wypalił w ten deseń: jak z „Gościa Niedzielnego” to wiadomo, swój swojego kryje, księdza nie zaatakuje, stek bzdur i tyle. Gratuluję dobrego samopoczucia.
Prawda ma wtedy szczególną wartość, gdy jednak „swój nieswojego kryje”, i gdy mam świadomość, że tak zwane środowisko nie będzie zachwycone tym, że ja tym razem trochę boczkiem i nie tak, jak wszyscy razem. Ale mam prawo kierować się też po ludzku rozumianą solidarnością - nie „ze swoim”, ale po prostu z bliźnim.