Nasz region nie wykorzystuje sąsiedztwa z Ukrainą. Trzeba się otworzyć na relacje gospodarcze Lubelszczyzny z Wołyniem i Galicją. Na relacje społeczne, bo nie wystarczy jedynie budowanie ośrodków dialogu, poświęconych historii i pojednaniu.
Wieczorem 21 kwietnia 2019 r. po zamknięciu lokali wyborczych podano wstępne wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie. Nasi sąsiedzi powiedzieli „nie” dotychczasowej polityce.
Głosowanie odbywało się również w konsulacie Ukrainy w Lublinie, gdzie głosować mogli obywatele Ukrainy mieszkający na terenie województw: lubelskiego, podlaskiego i podkarpackiego. Z ponad 4 tys. uprawnionych do głosowania do urn poszło nieco powyżej 450 osób. Gdyby decydowały głosy z Lublina – prezydentem nadal pozostałby Poroszenko. Tymczasem Ukraińcy odrzucili dotychczasową politykę i sprawili, że prezydentem został Wołodymyr Zełenski, komik i producent telewizyjny, ale również sprawny polityk.
Biznes zamiast historii?
Wybory na Ukrainie nie były szeroko komentowane ani w mediach lubelskich, ani w ogólnopolskich. Tymczasem los Ukrainy zawsze ma wpływ na Polskę, na gospodarkę i bezpieczeństwo w regionie. Na przyszłość Unii Europejskiej. Tyle tylko, że jak podkreśla dr hab. Andrzej Gil z Katedry Studiów Wschodnich KUL, politycy i nasze społeczeństwo zostało dotknięte mocnym uwikłaniem w historię do tego stopnia, że zapomina się o przyszłości. – Nie wykorzystujemy sąsiedztwa z Ukrainą. Trzeba się otworzyć na relacje gospodarcze Lubelszczyzny z Wołyniem i Galicją. Nie wystarczy budować jedynie ośrodki dialogu czy poświęcone historii i pojednaniu. Należy współpracować też na poziomie biznesu. Przecież w latach 90. minionego wieku korzystaliśmy bardzo na sąsiedztwie z Białorusią i Ukrainą – podkreśla analityk. Prof. Gil akcentuje jednocześnie, że wybór W. Zełenskiego jest szansą na zmianę dotychczasowego modelu zbytniej zależności Ukrainy od Izraela i USA. – Ich stopień uzależnienia od Izraela i USA wygląda podobnie jak u nas. Dlatego nasze relacje z Kijowem były sztucznie kreowane poza oboma krajami, budowane na założeniach stworzonych przez inne kraje. Stąd odmienienie modelu zależności Polski i Ukrainy może być szansą. Nie chodzi o kontestację historii, ale o szansę na uniezależnienie – uważa Gil.
Bunt przeciwko elitom?
Zdaniem badacza z KUL wynik wyborów prezydenckich na Ukrainie pokazuje, że mamy do czynienia z buntem przeciwko elitom politycznym, czego wyrazem i uobecnieniem był dotychczasowy prezydent Poroszenko. – Ukraińcy powiedzieli tradycyjnemu establishmentowi, rządzącemu krajem od trzydziestu lat: dosyć! Wygrana Zełenskiego to ogromna szansa, ale i wielka niewiadoma. Prezydent elekt to zjawisko „człowieka z ludu i dla ludu”. Jest osobą, która się nie uwikłała w skandale korupcyjne, obyczajowe, ma rodzinę i stosunkowo prostą biografię. Jest bliższy Ukraińcom niż poprzedni prezydent i wbrew pozorom nie można go sprowadzić do roli komika – podkreśla prof. Gil. Specjalista dostrzegł też w pierwszej wypowiedzi prezydenta elekta zachętę skierowaną do wyborców innych krajów byłego bloku komunistycznego, by wziąć sprawy w swoje ręce i odrzucić tych, którzy doprowadzili do upadku nadziei.
Z perspektywy wschodniej
- Takich tłumów jak podczas pierwszej tury wyborów już nie było. Na Zachodzie widoczne było zmęczenie wyborczą polaryzacją, kłamstwami i debatami kandydatów. Nie wszystkim podobała się kampania Zełenskiego, jego kpiny z urzędującego prezydenta, poziom debaty stadionowej, zapowiedzi stacji telewizyjnych przed drugą turą o bezwzględnej wygranej aktora. To zdecydowanie zmniejszyło chęć wielu mieszkańców do tego, by wziąć udział w głosowaniu – mówi dr Jarosław Kit, mieszkający w Lublinie były pracownik Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. Zełenski wygrał przytłaczającą przewaga głosów. Po przeliczeniu 95 proc. głosów – zagłosowało na niego 73 proc. tych, którzy wzięli udział w wyborach. Petro Poroszenko, ubiegający się o reelekcję, wygrał tylko w obwodzie lwowskim. – Od razu po ogłoszeniu sondażowych wyników zwolennicy Zełenskiego zaczęli triumfować. Słaby wynik Poroszenki oznacza nie tyko jego porażkę, ale i brak zaufania obywateli Ukrainy do obecnej polityki, zmęczenie fatalną sytuacja gospodarczą i wojną z Rosją. Wybór oznacza również chęć szybkich zmian. I. Bekeszkina, ukraińska socjolożka zauważa, że „wybory nie zjednoczyły Ukrainy. Każdy z wyborców Zełenskiego ma swoje marzenia i życzenia”. Ma czysto ludzkie oczekiwania, niekiedy populistyczne, że coś można zmienić na lepsze jak za dotknięciem magicznej różdżki i wbrew ciągnącemu się za nami balastowi przeszłości. Zjednoczyło wyborców chyba tylko „nie da się tak dalej żyć”. W drugiej turze wyborów oddawano głosy przeciw Poroszence, a nie na Załęskiego – precyzuje J. Kit. Natomiast zdaniem prof. Gila z KUL nowy prezydent jest sprawnym politykiem, ma bowiem szansę na zbudowanie silnego bloku politycznego przed wyborami parlamentarnymi.