O miłosierdziu można mówić bardzo wiele, odmieniać je przez wszystkie przypadki, cytować fragmenty traktatów na ten temat, ale i tak realizuje się ono w praktyce. A raczej jest realizowane przez konkretne osoby.
Nowe samochody dla hospicjum i miłosierdzie
Zasadniczą część świadczeń hospicjum sfinansował w 2018 r. Narodowy Fundusz Zdrowia w kwocie przekraczającej 2 mln zł. Jednak potrzeby instytucji są znacznie większe. Należy bowiem zadbać o standardy świadczonych usług, o najwyższej jakości sprzęt. Każdego roku zarząd stowarzyszenia musi myśleć o wymianie sprzętu. W ubiegłym roku zakupiono macerator, dezynfektor, podnośnik, wannę, łóżko za kwotę 100 tys. zł, a na leki dla pacjentów wydano niemal 120 tys. zł. Kolejne 100 tys. zł to utrzymanie budynku, konserwacja sprzętu, wyżywienie chorych, opłaty związane z funkcjonowaniem hospicjum czy naprawa i utrzymanie samochodów, którymi do pacjentów w domach dojeżdża personel. Samochody służbowe są już jednak stare i wymagają zastąpienia przez nowe. To dzisiaj chyba najbardziej konieczne dla hospicjum, dlatego każda darowizna, każda wpłata będzie wsparciem. – Prosząc o pieniądze od wiernych podczas zbiórek uruchamiamy miłosierdzie.
Gdybyśmy mieli wystarczającą ilość pieniędzy nie byłoby miejsca na miłosierdzie. A tak jesteśmy szczęśliwi, że naszym zadaniem jest ciągła troska o to, by zbierać środki na funkcjonowanie hospicjum – dodaje ks. Juźko.
Mówimy o tym, co robimy
– W związku z tym, że szkoły powinny prowadzić wolontariat, zachęciłem do aktywności na polu lokalnym. W ubiegłym roku ponad 400 uczniów i opiekunów z powiatu lubartowskiego wzięło udział w zbiórkach publicznych na rzecz hospicjum. W tym roku celem zbiórki jest zakup sprzętu i leków dla Społecznego Zakładu Opieki Hospicyjnej im. ks. Tokarzewskiego – wyjaśnia Jerzy Zbiciak, wiceprezes Lubartowskiego Stowarzyszenia Hospicjum św. Anny i wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 1. W tym roku zaplanowano 35 zbiórek na rzecz hospicjum. – Przy okazji zbiórek uwrażliwiamy na cierpienie ludzi. Mówimy o naszej działalności, informujemy, bo nie wszyscy wiedzą, że istnieje takie hospicjum, gdzie chory terminalnie może uzyskać pomoc. Przy okazji warto podkreślić, że niemal 30 proc. pacjentów hospicjum stacjonarnego to mieszkańcy Lublina, podczas gdy nie mamy stamtąd żadnej pomocy. Ale mówienie o potrzebach i realnej sytuacji hospicjum otwiera oczy firm i osób prywatnych. Otrzymaliśmy w ostatnim czasie „Bogdanki” na zakup koncentratorów tlenu – dodaje Zbiciak. Z roku na rok wzrastają również wpłaty 1 proc. podatku na rzecz hospicjum.
Nikt nie mówi, że jest łatwo
Personel hospicjum to niemal 30 osób, w tym kapelan. Kierownikiem jest pielęgniarka s. Wiktoria Kulpa ze Zgromadzenia Sióstr Felicjanek. Obok personelu są stali wolontariusze, osoby zaangażowane we wspólnoty parafialne. Jest młody harcerz Janek, panie z Legionu Maryi i z Mamre. Z Lubartowa jak też spoza miasta. – Wolontariusze to niezwykle cenna pomoc, spotykają się z pacjentem w przestrzeni, w której nie mogą spotkać się ani rodziny, ani personel. Posługują chorym, towarzyszą cierpiącym, rozmawiają, modlą się wspólnie. Jedna z pań myje stopy chorym, obcina paznokcie, inni golą chorych mężczyzn. Albo robią zakupy – wyjaśnia s. Wiktoria. Podkreśla, że osoby pogłębiające życie duchowe wiedzą, że nie ma rzeczy przypadkowych w życiu. – Gdy studiowałam pielęgniarstwo i miałam pierwsze spotkania i praktyki z pacjentami w hospicjum – to było dla mnie niezwykle trudne doświadczenie. Z dnia na dzień zmieniała się sytuacja na salach. Pacjenci odchodzili, inni tracili świadomość. Stwierdziłam, że to nie dla mnie. Ale zostałam wezwana do tej posługi, podjęłam ten wysiłek. Nie jest to łatwe, bo trzeba się zmagać z doświadczeniem choroby, patrzeć na cierpienie, niekiedy osób bardzo młodych. Są momenty, gdzie współczesna medycyna nie jest w stanie uśmierzyć bólu. Musimy potrafić znieść nasze przygnębienie i niekiedy roszczeniowe zachowania bliskich naszych pacjentów – dodaje siostra.
Jest duże niepogodzenie z chorobą, ze śmiercią
Grażyna Olszak, pielęgniarka ze specjalizacją paliatywną pracuje w hospicjum od pierwszego dnia jego funkcjonowania. – Obserwujemy, że coraz więcej osób chorych, ich bliskich jest nieprzygotowanych na to, że choroba może zakończyć się w każdej chwili śmiercią. Jest duże niepogodzenie z chorobą, śmiercią. Bo rzeczywiście wszędzie pokazywane są młode, zdrowe, szczupłe osoby, które osiągnęły sukces. A w życiu bywa inaczej. Są sytuacje trudne i tragiczne – wyjaśnia G. Olszak. Jej założeniem była praca w hospicjum przez rok, może dwa. – Żyję tym. Myślę, że początków należy szukać w wyborze zawodu. Myślę, że systematycznie się wzrasta w tym zawodzie. Choć czasami, gdy kończą się możliwości pomocy pacjentowi – można odebrać to jako porażkę. Myślę, że najcenniejsza w naszej pracy jest nauka od chorego. Gdybyśmy się przeszli po salach naszego hospicjum, to zauważymy pacjentów śpiących, leżących, milczących. Ale w takim bezpośrednim kontakcie z nami, niekiedy w dwóch zdaniach, uświadamiają nam wiele. Uczą nas pokory i wrażliwości.