Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Chodzi o spełnienie

O swoich artystycznych zainteresowaniach, i wzorowaniu się na rosyjskich mistrzach klawiatury mówi pianista Tomasz Ritter.

Ks. Rafał Pastwa: Dokładnie 19 maja w ramach Opus Magnum odbędzie się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim nadzwyczajny recital fortepianowy z Pana udziałem. Proszę powiedzieć, jakie to uczucie zagrać koncert w swoim rodzinnym mieście?

Tomasz Ritter: Miłe, bo wiąże się z odwiedzinami domu rodzinnego. Kiedy gram w Lublinie, wiem, że wśród słuchaczy są moi przyjaciele i znajomi, jest wiele osób, które znają mnie od dawna, słuchały mojej gry, gdy miałem dwanaście czy czternaście lat. W jakimś sensie towarzyszą mi na różnych etapach mojej drogi muzycznej.

Jakich utworów i interpretacji powinna się spodziewać publiczność?

Zagram m.in. 32 wariację c-moll Beethovena i jedną z sonat Jana Hugona Vořiška, zwanego „czeskim Beethovenem”. Kto będzie słuchał tej sonaty podczas koncertu, przekona się, że ten przydomek nie jest przypadkowy. Poza tym będzie także muzyka dwóch wielkich romantyków: Fryderyka Chopina i Roberta Schumanna. Będę grał na fortepianie Broadwood z 1847 roku. Na fortepianach tej marki grywał Chopin podczas swej podróży do Anglii i Szkocji. Wybór instrumentu ma duży wpływ na sposób interpretacji, myślę więc, że słuchacze z zainteresowaniem posłuchają, jak brzmi muzyka romantyczna na instrumencie z tamtej epoki.

W Lublinie uczył się Pan w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej im. Karola Lipińskiego. Potem była nauka w Warszawie, a w 2014 roku rozpoczął Pan studia w Moskwie. Proszę powiedzieć o swoich najwcześniejszych inspiracjach związanych z fortepianem i muzyką.

Podobno pierwszym słowem, którym określałem muzykę, było słowo „Bach”. Ponieważ gdy byłem bardzo mały, rodzice co niedzielę rano słuchali programu „Dwieście kantat Jana Sebastiana Bacha” w radiowej Dwójce. W szkole chciałem uczyć się gry na organach, ale wytłumaczono mi, że jestem na to za mały i trzeba zacząć od fortepianu. Jedną z pierwszych fascynacji była muzyka Rachmaninowa, jego słynne preludium cis-moll nauczyłem się grać w wieku 10 lat w tajemnicy przed moją nauczycielką Bożeną Bechtą-Krzemińską. Potem przyszły inne fascynacje, m.in. Bachem.

Dlaczego studia w Moskwie?

Bo wiedziałem, że tam uczy Aleksiej Lubimow. Przed dwudziestu laty stworzył w Konserwatorium Czajkowskiego Wydział Wykonawstwa Historycznego i Współczesnego, na którym mogłem połączyć moje zainteresowania grą na fortepianie, klawesynie i fortepianach historycznych. Po pięciu latach studiów nie żałuję tego wyboru. Muszę też dodać, że od dawna miałem związki ze „szkołą rosyjską”. Jako dziecko zdążyłem jeszcze dwukrotnie być na kursach u legendarnego Wiktora Mierżanowa, także u Tatiany Szebanowej, dzięki której trafiłem do Iriny Rumiancewej w Warszawie. Samego Lubimowa także poznałem przed laty, dobrze wiedziałem więc, u kogo chcę studiować.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy