Spektakl "Tata ma kota" w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego to głos ojców samotnie wychowujących swoje dzieci. Można go obejrzeć 29 i 30 maja w Centrum Kultury w Lublinie.
Sztuka na podstawie scenariusza Szymona Bogacza, która funkcjonuje pod podwójnym tytułem: „Tata ma kota” lub „Poczytaj mi tato” - koncentruje się na tym, że największą ofiarą rozstania rodziców staje się dziecko. - Chciałem pokazać, że dziecko potrzebuje i mamy, i taty. Zwracam uwagę na wołającą o pomstę do nieba sytuację polskich dzieci po rozstaniu rodziców - mówi reżyser Łukasz Witt-Michałowski. - Poza tym na tkance tak delikatnej i czułej, jaką jest dziecko, nie godzi się robić eksperymentów - dodaje.
Sztukę można zobaczyć 29 i 30 maja w Centrum Kultury w Lublinie. Bilety w cenie 20 i 30 zł.
Reżyser podkreśla konieczność bycia autentycznym. Sam nie zdecydował się, by spektakl był wystawiany na wielkiej scenie, ale kameralnie. Zaznacza, że sztuka powinna być wolna od wpływów polityków, od których zależy jednak finansowanie projektów artystycznych. - Ja nie nadaję się na to, by być człowiekiem poprawnym politycznie. Nie możemy ulegać presji społeczeństwa czy polityków, bo my żyjemy tu i teraz, mamy rodziny, jesteśmy rodzicami naszych dzieci, o które powinniśmy się zatroszczyć. Nikt inny za nas tego nie zrobi - tłumaczy Ł. Witt-Michałowski.
W dziesięciu scenach teatralnych reżyser pokazał ojcostwo w zupełnie różnych obrazach i sytuacjach; niekiedy w krzywym zwierciadle. Przedstawienie uwypukla również absurdy upowszechniane w mediach na temat ojców i mężczyzn.
- Dzisiaj boimy się czułości i intymności. Już nie tylko na ulicy, ale także w domu rodzinnym. Dotyczy to zwłaszcza ojców, mężczyzn. Dzisiaj bliskość i czułość ze strony ojca wobec dziecka niektórym wydaje się podejrzana. Z drugiej strony media kreują wzory mężczyzn, którzy mają psychikę chłopców - oburza się.