Aleksandra Rudzińska, mistrzyni świata we wspinaniu na czas, opowiada o sporcie, który wkrótce dołączy do dyscyplin olimpijskich. Swoja funkcje pełnił od 1991 r.
Justyna Jarosińska: Ile masz medali na swoim koncie?
Aleksandra Rudzińska: Trudno powiedzieć. Nigdy ich nie liczyłam. Z tych najważniejszych dla mnie startów mam cztery złote, cztery srebrne i trzy brązowe. Najważniejsze jest oczywiście złoto z zeszłorocznych mistrzostw świata z Insbrucka. To taki symboliczny medal, bo zdobycie go zajęło mi 11 lat treningów, biorąc pod uwagę fakt, że pierwszy start na mistrzostwach seniorskich miałam w 2012 roku
W przyszłym roku wspinaczka sportowa zadebiutuje na olimpiadzie…
Tak, w związku z tym w tym sezonie pojawiło się wielu startujących. Zazwyczaj miałam ok. 60 konkurentek. Teraz jest nas blisko 100. Jesteśmy w okresie kwalifikacji olimpijskich. Mój sport zadebiutuje na igrzyskach, ale w formacie łączonym. Na wspinanie będą składały się trzy konkurencje: czasówki, prowadzenia i buldering. To będzie taki trójbój wspinaczkowy. Wszyscy zawodnicy będą brali udział we wszystkich konkurencjach. To jest trudne, bo przez wiele lat byliśmy nastawienie tylko na specjalizacje. Ze wspinacza wyspecjalizowanego każdy musi się teraz stać wspinaczem wszechstronnym.
Masz szansę zakwalifikować się na te igrzyska?
Uzyskanie kwalifikacji jest w moim mniemaniu celem bardzo ambitnym i trudnym, ale myślę, że możliwym do zrealizowania. Ten sezon jest bardzo ważny, bo właśnie jest kwalifikacyjnym sezonem. Pierwszy event, gdzie będzie można uzyskać prawo startów na olimpiadzie w Tokio w 2020 r. będzie na mistrzostwach świata właśnie w Tokio, które odbędą się w sierpniu. Ja tam będę starała się obronić tytuł mistrzyni świata z zeszłego roku i w pozostałych konkurencjach wypaść jak najlepiej. Muszę być w pierwszej dziesiątce tego rankingu kombinowanego. W tamtym roku byłam dziesiąta. Dużą nadzieją jest dla mnie to, że z danego kraju mogą wystartować tylko dwie zawodniczki.
Co jest najważniejsze w tym sporcie ? Co pomaga wygrywać?
Nie wiem, czy inni zawodnicy się ze mną zgodzą, ale w mojej opinii to przede wszystkim stan umysłu. Czasówki są sportem bardzo psychologicznym. Nie tylko mierzymy się ze sportem, ze ścianą, ale przede wszystkim ze swoimi myślami. My nie możemy popełnić błędu. U kobiet są takie bliskie czasy, że można przegrać zaledwie o tysięczną sekundy. Zegary na zawodach są do tysięcznych rozwinięte, i wiele razy w tym sezonie zdarzało się tak, że jakaś zawodniczka pobiegła 7,678 s. a druga 7,681 s. Dlatego na zawodach często odpowiednie mentalne przygotowanie jest ważniejsze od tego fizycznego. Bo można być szybkim, ale jeśli zrobi się błąd, to się odpada w pierwszym etapie rywalizacji i zawodniczka teoretycznie słabsza może nas wyprzedzić. Czasówki są trudną konkurencją.
O czym myślisz w czasie startu?
Ja nie myślę o niczym. Moja główną mantrą powtarzaną w trakcie biegu jest precyzja. Zauważyłam, że jeśli skupiam się na rywalce albo na czasie czy rekordzie, to popełniam błąd .
Najbliższy cel?
Teraz mistrzostwa świata w sierpniu w Tokio i obrona tytułu.
Cały wywiad z Aleksandrą Rudzińską w papierowym wydaniu "Gościa Lubelskiego".