Student prawa i bohater – Jan Bołbott

Po wielogodzinnej heroicznej walce Jan Bołbott poległ śmiercią bohatera w strasznych okolicznościach, – kiedy Sowieci podpalili bunkier, zginął spalony żywcem lub wskutek uduszenia razem z 49 żołnierzami, swoimi podkomendnymi.

Czesław Miłosz w swoim Abecadle, przedstawiającym w krótkich szkicach różne osoby, wydarzenia i miejsca, jedną z notatek poświęcił swojemu szkolnemu koledze z gimnazjum imienia króla Zygmunta Augusta w Wilnie. Laureat Literackiej Nagrody Nobla i doktor honoris causa KUL zanotował: „W niższych klasach szkoły dzieliliśmy się na tłumek mikrusów i nielicznych starszych osiłków, opóźnionych w naukach, bo przecież to było zaraz po wojnie. Jednym z nich był Jan Bołbott. Widocznie z nauką mu nie szło, bo nie zauważyłem go w wyższych klasach”. Kim był ów wileński gimnazjalista? Jak potoczyły się jego losy? Jakie są racje, aby dzisiaj  przywoływać jego postać?

Dramat tego pokolenia

Należał do pokolenia, którego los naznaczony został przez dwie straszne wojny, które nazywamy światowymi. Urodził się w 1911 roku w „miłym mieście” na Wilią – jak mawiał marszałek Piłsudski – w rodzinie urzędników kolei państwowych legitymującej się tradycjami niepodległościowymi i patriotycznymi.  Gimnazjum, znane z wysokiego poziomu, ukończył, uzyskując świadectwo po zdaniu przed Państwową Komisją Egzaminacyjną „zwyczajnego egzaminu dojrzałości typu humanistycznego”. Świadectwo specjalnie nie zachwyca,   przeważają oceny dostateczne. W 1930 roku podjął studia jurydyczne na Wydziale Prawa i Nauk Społecznych Uniwersytetu Stefana Batorego, na tym samym, który wybrał Czesław Miłosz po porzuceniu polonistyki. Jako żak Jan Bołbott (jego nazwisko w tej wersji występuje we wszystkich zachowanych w archiwum KUL dokumentach) został przyjęty do niepodległościowej korporacji burszowskiej Konwent Polonia, najstarszej polskiej korporacji akademickiej, która powstała w 1828 roku na uniwersytecie w Dorpacie (dziś Tartu w Estonii), a po odzyskaniu niepodległości przeniosła się w do Wilna. Jej statutowym celem było rozwijanie zainteresowań intelektualnych członków, poznawanie ojczystej historii i kultury w duchu patriotycznym oraz  kultywowanie tradycji burszowskich i umacnianie więzi koleżeńskich  zgodnie z dewizą „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.  

 Na uniwersytecie, podobnie jak wcześniej w gimnazjum, „z nauką szło mu” nader przeciętnie. Studia prawnicze w Wilnie były trudne, zaś profesorowie na egzaminach wymagający. Czesław Miłosz wspomina, że „na pierwszym roku prawa najgroźniejszą postacią był profesor Bossowski. […].Wykładał prawo rzymskie. Należało umieć na pamięć wszystkie formuły prawa rzymskiego. Niektóre dotychczas pamiętam”. Mało tego, ze strachu przed jednym z egzaminów na trzecim roku przyszły noblista nawet przeniósł się na rok na Uniwersytet Warszawski, czego po latach też nie oceniał najlepiej.

W domu się nie przelewało

Na wileńskim wydziale prawa Jan Bołbott studiował przez trzy lata uczęszczając na zajęcia znanych profesorów, m.in. wspomnianego już Franciszka Bossowskiego, znawcy prawa rzymskiego, Stanisława Eherenkreutza, późniejszego, jak się okazało ostatniego rektora USB, Iwo Jaworskiego, historyka prawa. Studiów jednak nie ukończył, najprawdopodobniej także  z racji na problemy materialne rodziny, co zbiegało się, jak podaje Tomasz Rodziewicz, z chorobą jego rodziców, najpierw matki, która straciła pracę, a później ojca. W domu się nie przelewało, dlatego też porzucił uniwersytet i podjął pracę w urzędzie skarbowym. Wkrótce został wcielony do wojska i otrzymał przydział do 6. Pułku Piechoty Legionów w Wilnie, gdzie ukończył z wynikiem bardzo dobrym kurs podchorążych oraz uzyskał wysokie oceny przełożonych odnośnie do kwalifikacji żołnierskich i stopień plutonowego. Następnie został przeniesiony do rezerwy. Wielokrotnie był wzywany do swojego wileńskiego pułku (w 1938 roku nadano mu imię Józefa Piłsudskiego) na ćwiczenia wojskowe, po których zakończeniu otrzymał stopień podporucznika rezerwy. Osiągnięcia te miały się okazać istotne w jego życiu.

W Lublinie poznał przyszłą żonę

W 1935 roku zakończył się wileński etap życia Jana Bołbotta. Wtedy to przeniósł się do Lublina, gdzie podjął pracę w jednym z banków. Był uparty i ambitny – po przedłożeniu „świadectwa odejścia” z Uniwersytetu Wileńskiego ponownie rozpoczął studia jurydyczne, tym razem na Wydziale Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracę i studia łączył nader skutecznie, bo – jak czytamy w jego indeksie (zwanym ówcześnie: spis wykładów i ćwiczeń) – uczęszczał na wykłady znanych profesorów: Ignacego Czumy, Romana Longchamps de Bérier, ks. Henryka Insadowskiego, Czesława Martyniaka, Czesława Strzeszewskiego, Wita Klonowieckiego, Zdzisława Papierkowskiego. Zapisał się na seminarium magisterskie z prawa międzynarodowego prywatnego prowadzonego przez profesora Antoniego Derynga. W mieście nad Bystrzycą poznał przyszłą żonę Helenę Marię Wojciechowską, która ukończyła studia historyczne na KUL-u i następnie podjęła pracę jako nauczycielka. Ich ślub odbył się na rok przed wybuchem II wojny światowej. A ponieważ sakramentalne tak powiedzieli sobie 27 sierpnia 1938 roku w katedrze lubelskiej ich drogi skrzyżowały się z nietuzinkowym duszpasterzem. Jak czytamy bowiem w akcie zawarcia małżeństwa, ich związek pobłogosławił „miejscowy wikariusz ksiądz Stanisław Mysakowski”, podówczas utalentowany duszpasterz i społecznik, nota bene także absolwent KUL (w 1942 roku dokonał żywota zamordowany w komorze gazowej w Dachau, został beatyfikowany przez Jana Pawła II).

 Zamiast egzaminu końcowego walka na froncie

Na czwartym roku studiów Jan złożył pracę magisterską pt. Zasady nabycia i utraty obywatelstwa w prawie polskim, którą miał obronić jesienią 1939 roku (zgodnie z adnotacją na zaświadczeniu podpisanym przez promotora: „Opłata za pracę magisterską uregulowana”). Nigdy jednak do tego nie doszło; wybuchła wojna. 1 września od zachodu, północy i południa na Polskę napadli Niemcy, 17 września zaś ze wschodu ruszyła nawała sowiecka. Student Jan Bołbott zamiast udać się na uniwersytet celem zdania egzaminu końcowego poszedł na wschodni front, aby jako żołnierz w stopniu podporucznika rezerwy bronić Ojczyzny. Został zmobilizowany i przydzielony do Batalionu Fortecznego „Sarny”, należącego do Korpusu Ochrony Pogranicza, znanej formacji wojskowej utworzonej w 1924 roku do ochrony wschodniej granicy II Rzeczypospolitej. Zadania tej formacji wskazywała już pierwsza zwrotka marszu żołnierskiego napisanego dla KOP-u przez Ludwika Pągowskiego do muzyki Stanisława Nawrota: „U Polski bram/straż trzymać nam/czuwać nad całą ojców naszą ziemią”.   

Termopile wschodu

Jak przedstawia profesor Ryszard Szawłowski w swojej publikacji Wojna polsko-sowiecka 1939, młody oficer rezerwy objął stanowisko dowódcy plutonu Tynne w 4. kompanii dowodzonej przez kapitana (później majora) Emila Markiewicza, który w swoich wspomnieniach zawarł opis bohaterskiej walki i śmierci swojego podwładnego. Pluton Jana Bołbotta obsadzał stanowiska obrony w Tynnem (niewielka wieś położona nad rzeką Słucz, na pograniczu Polesia i Wołynia, niedaleko miasta Sarny), na tzw. linii Sosnkowskiego (system nowoczesnych żelbetonowych fortyfikacji – schronów, zbudowanych w końcu lat trzydziestych na północnym Wołyniu wzdłuż granicy sowieckiej). To tam w ciągu kilkudziesięciu godzin rozegrała się bitwa przez niektórych nazywana Termopilami wschodu. Otóż, po 17 września 1939 roku, kiedy uderzyła Armia Czerwona, okolice Tynnego znalazły się w pasie działania sowieckiej 60. Dywizji Strzeleckiej. Nieprzyjacielskie oddziały, wsparte czołgami podeszły pod polskie umocnienia o świcie 19 września. Żołnierze KOP-u walczyli jak lwy, zaciekle broniąc swoich pozycji, ale siły były nierówne. W schron celowała rosyjska artyleria, a czołgi, podjeżdżając blisko stanowisk obrony, ogniem z działek raziły strzelnice.  „Sowieccy żołnierze, nie zważając na straty, okładali bunkier łatwopalnymi materiałami” – wspominał po latach kapitan Markiewicz. Po wielogodzinnej heroicznej walce Jan Bołbott poległ śmiercią bohatera w strasznych okolicznościach, – kiedy Sowieci podpalili bunkier, zginął spalony żywcem lub wskutek uduszenia razem z 49 żołnierzami, swoimi podkomendnymi.

Przypomniany bohater

Relacja kapitana Markiewicza na temat ostatniej rozmowy, którą przeprowadził ze swoim podwładnym wczesnym rankiem 20 września. Podporucznik Bołbott zameldował wówczas, że sąsiedni schron został zdobyty przez sowietów. Przypuszczając, że nadchodzi kres jego życia zwrócił się do przełożonego z ostatnią prośbą, którą tak opisał kapitan: „Prosi mnie bardzo, ażebym po szczęśliwym wydostaniu się z walki dał znać jego żonie, że jeżeli miałby zginąć, niech wie o tym, że do ostatniej chwili, myśląc o Ojczyźnie, myślał również o niej”.

W przywoływanej już notatce  Czesław Miłosz podał: „Mnóstwo lat później czytałem gdzieś […] o bohaterskim poruczniku Janie Bołbocie”. Istotnie, przez „mnóstwo lat”, aż do przemian w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, jego postać była kompletnie nieznana; o wojnie polsko-sowieckiej i jej bohaterach nie wolno było pisać. Przez dekady władze PRL-u skazały młodego oficera i studenta KUL na zapomnienie. Nie wiemy też, gdzie spoczęły szczątki bohaterskich żołnierzy.

Kończąc kilka zdań pro domo mea. Otóż, w listopadzie 2013 roku miałem okazję otworzyć konferencję naukową zatytułowaną „Termopile wschodu. Batalion forteczny „Sarny” w walce z sowiecką agresją”. Przed jej rozpoczęciem w holu Collegium Iuridicum naszego uniwersytetu wraz ze studentami złożyłem kwiaty przed tablicą pamiątkową, odsłoniętą w 2008 roku, poświęconą naszemu studentowi i bohaterskiemu żołnierzowi spod Tynnego. Na zakończenie konferencji został podpisany apel o podjęcie działań na rzecz poszukiwań, ekshumacji i zorganizowania godnego pochówki żołnierzom Korpusu Ochrony Pogranicza Batalionu Fortecznego „Sarny”. Apel (jednym z jego sygnatariuszy jest Legia Akademicka KUL), wystosowany do instytucji państwowych, nadal jest aktualny. Jest on bowiem wyrazem szacunku i pamięci o studencie prawa  naszej Alma Mater, który w czasie II wojny światowej oddał życie w obronie wartości najwyższych: wolności i miłości do Ojczyzny.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..