Ktoś zabrał nam bardzo ważną część pamięci historycznej, nie wnikam - świadomie czy nie. Jednak brak opowieści o Okrągłym Stole jako opowieści o pojednaniu (a nie "dogadaniu po cichu") widać w naszym skłóconym kraju coraz wyraźniej.
Minęła 30. rocznica porozumienia przy tzw. Okrągłym Stole. Minęła z echem, ale chyba nie takim, jakiego byśmy sobie życzyli. Wydarzenie, które powinno łączyć Polaków, budzi coraz więcej negatywnych emocji. Co gorsza: obrasta interpretacjami, które każą traktować porozumienie w kategoriach zdrady narodowej. Podobno przy Okrągłym Stole "dogadali się" komuniści z – tu cytuję - częścią tzw. opozycji.
Okrągły Stół nie wziął się znikąd i ludzie, którzy do niego doprowadzili, nie wzięli się znikąd. Wcześniej płacili wysoką, czasem najwyższą, cenę za swoją odwagę. Byli więzieni, podsłuchiwani, zastraszani, wyrzucani z pracy. Pochodzili z bardzo różnych środowisk. Solidarność jako wielki ruch społeczny była możliwa dlatego, że doszło najpierw do porozumienia między trzema wielkimi siłami: Kościołem, inteligencją i robotnikami. To nie było zwycięstwo "lewaków" czy "prawaków", ale Polaków, gotowych porozumieć się ponad podziałami. Dorabianie "czarnej legendy" tamtej historii uderza przede wszystkim nie w osoby ze świecznika, z pierwszych stron gazet, lecz w bezimiennych bohaterów tamtego okresu.
Zapytałem ostatnio studentów o ważne postacie Solidarności - oprócz Wałęsy. Jedna osoba wskazała Andrzeja Gwiazdę, z niepewnym znakiem zapytania. Ktoś zabrał nam bardzo ważną część pamięci historycznej, nie wnikam - świadomie czy nie. Jednak brak opowieści o Okrągłym Stole jako opowieści o pojednaniu (a nie "dogadaniu po cichu") widać w naszym skłóconym kraju coraz wyraźniej.