Nazwa, która od dwudziestu pięciu lat rozpoznawalna jest w Kraśniku i nie tylko, została zaczerpnięta z powieści Marion Zimmer Bradley "Mgły Avalonu".
Jak zawsze w tego typu działalności – do zbudowania renomy wiodła długa droga. Historia jednak się nie kończy – ale dziś Księgarnie Avalon, podobnie jak setki innych – muszą walczyć o klientów. Jednak z czytaniem książek w naszym kraju i regionie nie jest najlepiej. Najwięcej w Europie czytają Luksemburczycy, Szwedzi, Niemcy, Czesi, Estończycy i Austriacy. Nie można zapominać o Islandii czy Norwegii. Największy wpływ na czytanie ma najbliższe (mentalnie) otoczenie, swego rodzaju atmosfera, a nawet wytworzona moda na czytanie. Myli się jednak ten, kto uważa, że najwięcej książek czytają osoby samotne.
Dziś ważne jest promowanie czytelnictwa – także w szkole – bo tu często lektura kojarzy się z przykrym obowiązkiem, ale i poza nią. Nadal łatwiej obejrzeć zdjęcia gwiazd i celebrytów w mediach społecznościowych z kieliszkiem alkoholu w dłoni, talerzem warzyw, w modnym aucie – niż w otoczeniu książki. Coraz więcej osób deklaruje również brak czasu na czytanie. Czy oznacza to coraz trudniejszy czas dla księgarń?
Żona i książki
Zaczął czytać w wieku osiemnastu lat, gdy poznał swoją przyszłą żonę. – W szkole podstawowej i średniej przeczytałem może trzy książki. Wszystko się zmieniło, gdy poznałem Urszulę, która dużo czytała. Zaszczepiła mnie tym. Potem sam zacząłem „połykać” książki – opowiada Włodzimierz Konarski, właściciel Księgarni Avalon. Potem odkrył bibliotekę przy ul. Wierzbowej w Kraśniku, gdzie znajdował się punkt sprzedaży książek, także tych odważnych, z wątkiem szpiegowskim i kryminalnym, już z narracją amerykańską. W tym czasie razem z siostrą i jej mężem wynajął świetlicę przy ul. Oskara Lange. Przy lokalu funkcjonował sklepik, w którym zaczęli sprzedawać książki kupowane wcześniej przy Wierzbowej. Ale szybko musieli szukać kolejnych punktów zaopatrzenia. – Jeździliśmy nawet do Warszawy. Wyszliśmy ze sklepiku i sprzedawaliśmy towar na targu przed stadionem „Stali”. Na motocyklach przywoziliśmy w walizkach książki, potem rozkładaliśmy je na łóżku i sprzedawaliśmy z dużym powodzeniem. Lata 90. były bardzo dobre dla tego biznesu – wspomina W. Konarski. Potem w PSS Społem w starej dzielnicy Kraśnika wynajmował stoisko, gdzie sprzedawał książki razem ze współpracownikiem. Do Księgarni Avalon – była nadal długa droga.
Pierogi były niedobre
W 1994 r. wstąpił do baru przy ul. Kościuszki 2 i chciał coś zjeść. Zamówił pierogi. Były odgrzane w kuchence mikrofalowej i smakowały dość mizernie. – Podszedłem wtedy do prezesa i powiedziałem, że lepiej by zrobili gdyby mi ten lokal wynajęli, a ja bym tu zrobił księgarnię. I tak się stało – mówi Konarski. Lokal funkcjonował coraz lepiej, pojawiali się nowi pracownicy. Robiło się za ciasno, a właściciel chciał się rozwijać. Przez przypadek dowiedział się o piwnicach pod głównym pomieszczeniem. Gdy je odkrył okazało się, że należy je posprzątać i gruntownie oczyścić. Dziś trudno wyobrazić sobie Avalon bez charakterystycznych piwnic i schodów. – Były to czasy dobrej koniunktury. Sprzedawaliśmy mnóstwo książek i podręczników. Ta pierwsza nie przegrywała wtedy z innymi mediami, tak jak się to dzieje obecnie – tłumaczy. Jego zdaniem najlepsze obroty i zyski z prowadzenia księgarni były w pierwszej dekadzie obecnego wieku.
Dogonimy najlepszych?
Później zapadła decyzja polityczna o odcięciu głównego dochodu księgarstwa, czyli podręczników, które miały być darmowe dla uczniów gimnazjów i szkół podstawowych. – Cierpią nie tylko księgarnie i wydawnictwa. Pokłosiem jest to, że wszyscy nastawiają się na komercję, no i coraz trudniej znaleźć dobre książki, nawet w lubelskich placówkach. Przykładem załamania rynku było zamknięcie księgarni Ezop na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie – precyzuje właściciel Avalonu. Z wykształcenia jest budowlańcem. Ale właśnie kończy studia na kierunku Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. O książkach i rynku księgarskim wie bardzo wiele. Stało się to też jego pasją. – Musimy mieć w asortymencie książki, które się sprzedają, bo nie wygramy z dobrze zorganizowana siecią dystrybucji. Poezję sprzedajemy w zasadzie raz do roku gdy nauczyciele szukają nagród dla zdolnych uczniów na zakończenie roku. Ale to też dotyczy uczniów klas humanistycznych. Mimo to, dbamy o dobre tytuły w naszym sklepie – podkreśla. Szef Avalonu stwierdza, że nie ma skutecznej recepty na promocję czytelnictwa w naszym kraju. – Rynek książki w Czechach jest kilkukrotnie wyższy niż w Polsce. Nie mówiąc o Szwecji. Trzeba zacząć od czytania w domach – precyzuje Konarski.
Obszerny artykuł o Księgarni Avalon ukaże się w najnowszym papierowym numerze "Gościa Lubelskiego".