Ponieważ kilka osób, niezależnie, zapytało mnie o to samo, pomyślałem, że się rozpiszę w temacie. Nie jestem teoretykiem, jestem ojcem, który zdążył popełnić kilka kardynalnych błędów. Co więc zrobić, żeby dziecko chciało czytać?
Zwłaszcza takie, które wykazuje alergię na drukowane? Zakładam, że gotowych recept nie ma, ale kilka rzeczy zawsze można zrobić.
1. Rodzicu, zrób sobie rachunek sumienia, kiedy ostatnio dziecko widziało cię z książką w ręce. To tak samo jak z modlitwą, sportem, zdrowym żywieniem… Nie da się dziecku przekazać, że to ważne, bez przykładu „z góry”. Choć „z góry” powinno być coraz bardziej „z boku”, czytanie wspólne, czytanie obok siebie, takie z przerywaniem: „ooo, przeczytam ci coś fajnego...”, albo: „co ciekawego czytasz?”. To nie muszą być arcydzieła literatury światowej, ale to musi być domowy rytuał.
2. Nic na siłę. Jeśli dziecko nienawidzi czytania, wciskanie mu swojej ulubionej lektury z dzieciństwa tylko pogorszy sprawę. Ja to zrobiłem - z „Dziećmi kapitana Granta” Juliusza Verne’a. Okazało się, że syn nie cierpi długich, zawiłych fabuł. Jego pasją są encyklopedie, książki z usystematyzowaną wiedzą. Warto lektury umiejętnie podsuwać, budować wokół nich otoczkę zainteresowania. Na przykład krótko, ciekawie powiedzieć, jak się zaczyna - „a resztę musisz przeczytać sam (-a).
3. Książki są kluczem do spotkania. Czytanie, żeby tylko przeczytać, to czasem za mało. Książka może być wstępem do fascynującej dyskusji. „A co ci się podobało w tej książce?”, „Czego się nauczyłeś?”, „Jak zachowałbyś się w podobnej sytuacji?”. U nas rytuał czytania idzie w parze (nomen omen) z rytuałem spacerowania. Dzielenie się przeczytanymi książkami to nie tylko dzielenie się wiedzą. To także dzielenie się emocjami i wartościami!
4. Zainwestuj. Prosty zabieg, który wspiera dziecięce czytelnictwo - wspólne wyjście do księgarni. Jest mnóstwo ślicznych książek, które zachęcają samą grafiką. Własną książkę czyta się jakoś chętniej niż pożyczoną… Warto wcześniej przejrzeć nowości, korzystając z internetu. Są strony wydawnictw, ale są też liczne blogi poświęcone książkom dla dzieci i młodzieży. Może warto przejrzeć je wspólnie? Moje niezrealizowane marzenie, które może komuś przypadnie do gustu: klasowy bookcrossing - dlaczego co jakiś czas nie wymienić się w gronie znajomych przeczytanymi książkami?
5. Nowoczesne technologie w służbie walki z książkofobią. Otóż zainstalowałem w komputerze i w telefonie aplikację Storytel (są i inne), płatną co prawda, ale z całą masą audiobooków, również dla dzieci. Mamy już za sobą całego „Pirata Rabarbara” (trzy książeczki), Astrid Lindgren (świetne interpretacje Edyty Jungowskiej), zaczynamy historyczne powieści Antoniny Domańskiej. Dla oszczędnych - część tych rzeczy jest w wolnym dostępie na przykład na YouTube.
Pomysłów jest więcej, przytoczyłem te, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Ciesząc się potomstwem liczniejszym niż wyrażającym się w liczbie „jeden”, mogę z niekłamaną satysfakcją podsłuchiwać rodzące się zażarte dyskusje czytelnicze między moimi dziećmi. Często wymieniają się wnioskami z lektury, a coraz częściej podsuwają też sobie nawzajem swoje najnowsze odkrycia czytelnicze. Paradoks, do którego niefortunnie doprowadziłem: jako wykładowca literatury muszę niekiedy wyciągać siłą swoje dzieci na piłkę lub rower!