Piłkarz opowiada o dzieciństwie i młodości spędzonych w Brazylii, przeżyciach w europejskich klubach oraz miłości do piłki nożnej i Chrystusa.
ks. Rafał Pastwa: Powszechnie obrońca Górnika Łęczna znany jest jako Leândro. Okazuje się jednak, że Twoje imię i nazwisko jest nieco złożone i dla przeciętnego kibica nawet skomplikowane.
Leândro Messias dos Santos: Z moim imieniem i nazwiskiem łączy się historia mojej rodziny z Brazylii. Messias to nazwisko ze strony mojej mamy. Dos Santos z kolei to nazwisko rodowe mojego taty. Imię wybrał mi tata.
Z jakim miejscem wiąże się Twoje dzieciństwo?
Moja rodzina mieszka i żyje w Brazylii. Urodziłem się w Rio de Janeiro. Tam zacząłem grać w piłkę nożną. Miałem siedem lat, gdy zacząłem grać w szkole piłkarskiej. Przez kilka lat gra odbywała się wyłącznie na hali. Po kilku latach edukacji sportowej mogliśmy dopiero grać na boisku.
To zaskakujące.
Być może ten układ szkolenia powoduje, że Brazylijczycy dysponują tak dobrą techniką na boisku. W Brazylii inaczej wygląda gra w piłkę nożną. Chłopcy zaczynają trenować bardzo wcześnie. A trening na hali jest kluczowy, bo jest tam niewielka przestrzeń, więc trzeba szybko myśleć, co sensownego zrobić z piłką.
Kiedy poczułeś, że chcesz zostać piłkarzem?
Gdy miałem trzynaście lat. Pamiętam, że pewnego dnia podszedłem do mamy i powiedziałem, że na pewno chcę zostać piłkarzem. Że to jest mój pomysł na życie. Dodałem, że będąc piłkarzem, będę wspierał rodzinę na wszystkie sposoby. Początkowo ta decyzja nie spodobała się mojemu tacie. Dla niego najważniejsza były szkoła i nauka. Tyle tylko, że ja chodziłem do szkoły, nie miałem problemów z nauką. Oczywiście przyszedł taki etap w życiu, że na nic nie miałem czasu poza treningami i rozgrywaniem meczów.
Jak wygląda Twoja rodzina?
Mam trzy siostry i dwóch braci. Obecnie zmienił się nieco profil rodzin brazylijskich, nie są już tak liczne jak dawniej.
Poprzez media społecznościowe masz z rodziną nieustanny kontakt, mogą obserwować Twoje występy i osiągnięcia.
Tak, to zdecydowane ułatwienie. Staram się też odwiedzać bliskich raz w roku. Częstsze odwiedziny są niemożliwe ze względu na rytm pracy i treningów. Natomiast dużym wsparciem jest dla mnie moja narzeczona Marta. Była razem ze mną w Brazylii, poznała również moją rodzinę.
Gdy podjąłeś decyzję o tym, że będziesz piłkarzem, to nadal twoja kariera zależała od innych osób. Taki czy ów trener musiał stwierdzić, że się nadajesz na piłkarza…
Powiem teraz coś, do czego jestem przekonany i nie tylko w odniesieniu do piłki nożnej. W życiu jest tak, że jeśli robimy coś i gdy wkładamy w to wszystkie swoje siły i serce, to osiągniemy rezultat. Bez pracy i wysiłku niczego nie da się osiągnąć. Oczywiście, trener widział we mnie potencjał, ale ja bardzo dużo pracowałem. Stosowałem się do zaleceń, zadań na boisku i podczas treningów.
Zacząłeś występy w lidze brazylijskiej, ale Twoim celem była gra w Europie.
Bardzo chciałem grać w Europie, marzyłem o tym tak, jak każdy piłkarz z Ameryki Południowej. Czytałem dużo książek o tym kontynencie, o jego kulturze, oglądałem programy telewizyjne. Ale gdy przyjechałem i zacząłem tu żyć - ten świat okazał się inny. Było mi bardzo ciężko. Barierą był również język. Nie mówiłem wtedy dobrze po angielsku.