Dziś w kościele wspominana jest św. Matka Teresa z Kalkuty. Bp Ryszard Karpiński miał okazję spotkać ją osobiście przed laty. Tymi wspomnieniami podzielił się z naszą redakcją.
Wybierając się do Polski poprosiła mnie, bym napisał jej treść telegramu: „Jutro przyjeżdżam. Matka Teresa z Kalkuty” - wspomina swoje spotkanie ze świętą bp Ryszard Karpiński.
Jesienią 1983 roku ks. Ryszard Karpiński pracował w Watykanie, zajmując się m.in. duszpasterstwem osób przebywających na emigracji. To tam miał okazję spotkać wielu kapłanów z różnych stron świata. Jednym z nich był ksiądz z Indii zaprzyjaźniony z Matką Teresą z Kalkuty.
- To od niego dowiedziałem się, że Matka Teresa planuje przyjazd do Polski. Chce do naszego kraju zawieźć cztery siostry ze swego zgromadzenia, by w Polsce podjęły posługę. Zaskoczył mnie tą informacją, bo nie słyszałem, by w Polsce ktoś spodziewał się takiej wizyty - wspomina bp Ryszard. Dla pewności, że ktoś będzie przygotowany na przyjazd sióstr, biskup zadzwonił do Polski, do bp. Jerzego Dąbrowskiego, który był wówczas sekretarzem Konferencji Episkopatu z pytaniem, czy ktoś na siostry czeka.
- Usłyszałem wówczas, żeby Matka Teresa nie była w gorącej wodzie kąpana, bo w Polsce nikt się nie spodziewa takiej wizyty. Na szczęście bp Dąbrowski wybierał się na następny dzień do Rzymu w celu załatwienia jakichś spraw, więc poprosił mnie, bym zorganizował spotkanie z Matką Teresą i wyjaśnił sytuację. Zgłosiłem się więc do mojego kolegi z Indii, by umówić nazajutrz spotkanie biskupa Dąbrowskiego z Matką Teresą - wspomina bp Ryszard.
Zaraz też przyszła wiadomość od Matki Teresy, że o wyznaczonej godzinie i w wyznaczonym miejscu spotka się z bp. Dąbrowskim.
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zostaliśmy zaproszeni do skromnego pokoju, gdzie czekała na nas Matka Teresa. Pamiętam, że zrobił na mnie wrażenie uśmiech na jej twarzy i wielki pokój, który z niej emanował. Zaczęła się rozmowa biskupa z Matką - opowiada bp Ryszard.
Bp Dąbrowski powiedział, że słyszał, że Matka wybiera się do Polski. - Tak, lecę jutro do Warszawy z czterema siostrami - usłyszał. - A czy ksiądz prymas o tym wie? - zapytał biskup. - No, prymas nas zaprasza - odpowiedziała zakonnica. - Prymas owszem, przy okazji jakiegoś spotkania zaprosił siostry do Polski, ale nie zostały ustalone żadne konkrety. Czy siostry myślą, że prymas zwolni zakonnice, które u niego pracują i na ich miejsce przyjmie siostry? - My nigdy byśmy się na to nie zgodziły i to nie jest nasz charyzmat - wyjaśniła Matka.
- Może więc warto zawiadomić prymasa o przyjeździe, by miał dla sióstr jakiś plan - przekonywał bp Dąbrowski. Wówczas Matka Teresa zwróciła się do ks. Karpińskiego z prośbą, by bardzo wyraźnie, dużymi literami napisał jej po polsku telegram o treści: „Jutro przyjeżdżam z czterem siostrami. Stop. Matka Teresa z Kalkuty”. - Kiedy wręczyłem jej kartkę z taką treścią, poprosiła jedną ze swych sióstr, by ją wzięła na pocztę, przepisała na blankiet telegramu i wysłała do Polski do Prymasa - opowiada bp Ryszard.
Rozmowa trwała dalej. Bp Dąbrowski przekonał Matkę Teresę, by wysłała kolejny telegram, tym razem do sióstr Franciszkanek Misjonarek Krzyża, które miały dom w Warszawie przy ulicy Piwnej, z prośbą o przyjęcie ich na czas szukania swego miejsca w Polsce. Tak się rzeczywiście stało.
Matka Teresa z Kalkuty przyleciała do Polski wraz ze swymi czterema siostrami 3 listopada 1983 roku.
- Z dzisiejszej perspektywy cała ta sytuacja robi na mnie jeszcze większe wrażenie niż wówczas. Zazwyczaj, gdy jakaś matka generalna wysyła gdzieś swoje siostry, najpierw spisuje specjalne umowy, które gwarantują siostrom jakieś mieszkanie i pensje na utrzymanie. Tu nic podobnego nie miało miejsca. Matka zawierzała wszystko Bogu, posyłała swoje siostry jak przykazał Jezus w Ewangelii „bez płaszcza i trzosa”, wierząc, że otrzymają wszystko, co będzie im potrzebne. Tak się rzeczywiście stało - podkreśla bp Karpiński.