Krzemieniec - miasto wielkiego poety, miasto heroicznego proboszcza

W kościele pw. Stanisława Biskupa Męczennika w tragicznym czasie pogardy dla człowieka ks. Iwanicki jednoczył przybywających tłumnie wiernych zagrożonych egzekucjami, poniewierką, wywózką do obozów koncentracyjnych i łagrów. W jego murach był i modlił się z nimi, głosił kazania, pocieszał, wspierał i podnosił na duchu. Zapewne nieraz odwoływał się do poetyckiego przesłania Juliusza Słowackiego, aby nie tracić wiary w możliwość odzyskania niepodległości.

Na początku września na zaproszenie organizatorów międzynarodowej konferencji „Dialog Dwóch Kultur” pojechałem do Krzemieńca - pięknego i malowniczego miasta położonego na pograniczu Wołynia i Podola. Onegdaj działało tu przesławne Liceum Krzemienieckie, zwane także Ateneum Wołyńskim, założone przez Tadeusza Czackiego. Tegoroczne obrady międzynarodowej konferencji gromadzącej przedstawicieli różnych środowisk akademickich, literackich, artystycznych, muzealnych, ukraińskich i polskich wypadły w 210. rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego, genialnego poety, jednego z absolwentów tegoż Liceum. Znaki zatopionego w jarze wołyńskim miasta – jak wyraził w liście do matki – „ścigały [go] jak sumienie”. To tam, gdzie „[…] stoi góra, Bony ochrzczona imieniem” – jak napisał w „Godzinie myśli” – poeta przyszedł na świat (jego ojciec Euzebiusz był profesorem w Liceum Krzemienieckim) i spędził kilka lat swego życia. Pejzaż miasta zachował we wspomnieniach i pisał o nim z tkliwością, nostalgią i rozrzewnieniem, nadał mu rangę źródła duchowych przemian społeczeństwa i przyszłego „Ateneum Chrystusowej sztuki” („Korespondencja Juliusza Słowackiego”, Wrocław 1963, t. 2, s. 31). Uwiecznił je nie tylko w strofach, ale także na płótnie: „Przez kilka dni jednak malowałem [...] i wiecie co? Oto widok Krzemieńca z ławki pod topolą w botanicznym ogrodzie” – donosił matce.

Charyzmatyczny człowiek

Postać wieszcza narodowego jest nierozłącznie związana z Krzemieńcem; rocznica jego urodzin to jedna z ważnych okoliczności, przywoływana przez uczestników tego naukowego i artystycznego konwentyklu. Była jeszcze inna, związana ze 115. rocznicą urodzin ks. Stefana Iwanickiego, heroicznego, gorliwego i utalentowanego duszpasterza. Ten charyzmatyczny kapłan wyraźnie i bohatersko wpisał się w historię Krzemieńca; był, co podkreślam z dumą, absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pierwszy dzień konferencji w kościele pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika została odsłonięta tablica upamiętniająca jego osobę. Kim był, czym zasłużył na takie uhonorowanie?

Wśród ludzi czuł się najlepiej

Żył krótko, intensywnie i szlachetnie. Przyszedł na świat w 1904 roku w Satanowie, miasteczku należącym do Rosji od I rozbioru Polski, położonym nad Zbruczem na Podolu, ale swoje dorosłe życie związał z Wołyniem. Seminarium duchowne ukończył w Łucku, po czym pracował jako prefekt (katecheta) i wikariusz we Włodzimierzu Wołyńskim, Kowlu i Krzemieńcu. Osobnym i ważnym etapem jego życia były studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jak czytamy w jego aktach personalnych, zachowanych w Archiwum Uniwersyteckim KUL, w 1933 roku został przyjęty „w poczet słuchaczów zwyczajnych Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego”. W trzy lata później uzyskał, na podstawie „przesłuchania obowiązujących przedmiotów, złożenia egzaminów i udziału w seminariach”, absolutorium z prawa kanonicznego. Studiował rzetelnie i z powodzeniem; jak wynika ze Spisu wykładów i ćwiczeń (ówczesna nazwa indeksu), podpisanego przez ówczesnego rektora ks. prof. Józefa Kruszewskiego i dziekana Wydziału Prawa Kanonicznego prof. Gommara Michielsa OFMCap, program studiów zrealizował w terminie. Nie miał aspiracji i ambicji naukowych; wśród ludzi czuł się najlepiej. Był utalentowanym duszpasterzem młodzieży. Z dyplomem uniwersyteckim, który, jak zawarł w piśmie do macierzystego wydziału z  kwietnia 1938 roku, był mu potrzebny do przyznania  „kwalifikacji zawodowych do nauczania w szkołach”, wyposażony w nowe, nie tylko formalne kompetencje, powrócił na Wołyń do pracy duszpasterskiej.

Do Krzemieńca, który okazał się jego ostatnią placówką, jako duszpasterz po raz drugi trafił w 1939 roku. W dniu wybuchu II wojny światowej na własną prośbę został katechetą, a następnie wikariuszem parafii pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika. Z czasem, w dramatycznych okolicznościach został administratorem parafii, co nastąpiło po wyjeździe z miasta tamtejszego proboszcza z obawy przed aresztowaniem przez NKWD. Nowemu proboszczowi przyszło działać w niezwykle trudnych okolicznościach okupacji; w okresie II wojny światowej miasto stało się bowiem miejscem okrutnych mordów i bezprawia.

Nie jest znana data jego egzekucji

Odznaczał się wielkim patriotyzmem i odwagą. Po niemieckiej i następnie sowieckiej inwazji na Polskę we wrześniu 1939 roku ks. Iwanicki włączył się do pracy konspiracyjnej. Ofiarnie pomagał zagrożonym, w tym także osobom żydowskiego pochodzenia, wystawiając fałszywe metryki chrztu. Za swoją wierność Bogu i Ojczyźnie, przywiązanie do wyznawanych wartości zapłacił cenę najwyższą. Podczas aresztowań przez gestapo miejscowej inteligencji polskiej, zadenuncjowany przez nacjonalistów ukraińskich, w październiku 1942 roku został osadzony w więzieniu w Równem, a w lutym następnego roku rozstrzelany. Niewiele wiemy o wyroku, zadawanych mu torturach podczas przesłuchań  i ostatnich chwilach życia; nie jest znana ani data jego egzekucji, ani miejsce pochowku.

Umacniał w dobie pogardy

Naturalnym i ważnym miejscem jego działalności był usytuowany w centrum miasta kościół pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika, zbudowany ze składek wiernych w II połowie XIX stulecia. Dzisiaj w świątyni ozdobionej dwiema strzelistymi wieżami, która jako jedyna na Wołyniu nie została zniszczona lub zamknięta przez władze sowieckie, znajduje się wiele historycznych obiektów. Najbardziej chyba znany jest pomnik Juliusza Słowackiego. Ta naturalnej wielkości płaskorzeźba dłuta Wacława Szymanowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy (autora m.in. pomnika Fryderyka Chopina w warszawskich Łazienkach), przedstawia poetę w pozycji siedzącej, z głową wspartą na prawej ręce, przyobleczonego w luźno narzucony płaszcz. W tle ukazana jest postać personifikująca Geniusza z rzymskiej mitologii, przyodziana w zbroję i hełm na głowie. U podstaw pomnika została wykuta słynna fraza: „Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei”, pochodząca z wiersza napisanego przez Słowackiego na emigracji „Testament mój”, który jest poetyckim wyrazem jego tęsknoty i miłości do Polski; z tego samego utworu pochodzą znane słowa: „A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, /Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!”.

To tam, w kościele pw. Stanisława Biskupa Męczennika, w tragicznym czasie pogardy dla człowieka ks. Iwanicki jednoczył przybywających tłumnie wiernych zagrożonych egzekucjami, poniewierką, wywózką do obozów koncentracyjnych i łagrów. W jego murach był i modlił się z nimi, głosił kazania, pocieszał, wspierał i podnosił na duchu. Zapewne nie raz odwoływał się do poetyckiego przesłania Juliusza Słowackiego, aby nie tracić wiary w możliwość odzyskania niepodległości, aby nie bać się stanąć do walki i nawet ponieść ofiarę w imię wolności. Z tego kościoła, jak wspominali krzemieńczanie, eskortowany przez żołnierzy niemieckich, rozpoczął swoją drogę do więzienia, zakończoną śmiercią. Dobrze się stało, że we wrześniu, który kojarzymy z wybuchem II wojny światowej, w przestrzeni krzemienieckiego kościoła, w niedalekiej odległości od płaskorzeźby poety, została umieszczona tablica przypominająca bohaterską postać absolwenta naszej Alma Mater – ks. Stefana Iwanickiego, który został „jak kamień przez Boga rzucony na szaniec”. Bez wątpienia, zasługuje na tablicę i wdzięczne wspomnienie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..