W ostatnim czasie Warsztaty Kultury w Lublinie wydały książkę Miry Ledowskiej zatytułowaną "Zza okna". Autorka w krótkich formach literackich opowiada pokoleniu postpamięci o wydarzeniach okresu Zagłady.
Autorka edukując młodzież usłyszała pewnego razu od młodego mężczyzny ponaglenie, by opisała swoje wspomnienia z czasu wojny, bo inaczej jej słowa ulecą, staną się kruche i nietrwałe. I tak zrobiła. Choć była przekonana, że w tak późnym wieku się nie pisze. Odtworzyła to, co subiektywnie zachowała jej pamięć i co – jak sądzę, musiało być narracją jej matki, a co sama przejęła i uznała za własne doświadczenie i sposób widzenia świata, którego już nie ma.
Mimo że nie jest to wielka literatura, to książka zasługuje na uwagę, ma ogromne znaczenie dla współczesnej kultury, bo nie przedstawia osób i zdarzeń w kolorach wyłącznie czarnych albo białych. Mira Ledowska pokazuje złożone mechanizmy zachowań człowieka, jego uprzedzenia i zdolność do wykluczania, w czasie Zagłady, ale też w czasie pokoju.
Dramatyczne jest opowiadanie o zamordowaniu przez Niemca ukochanego psa i niezrozumieniu przez dziecko, czym jest czyste okrucieństwo. Jakże bolesne okazało się zetkniecie delikatnej tkanki umysłu i świata dziecka z podłością, z mordowaniem – z używaniem siły dla zgładzenia istot słabszych. Są tu wreszcie oprócz łez, śmierci i trwogi – zapachy, smaki, dźwięki i nie-dźwięki, czyli cisza. Stąd dla mnie kluczowym zdaniem tej książki wydaje się to oto: „Odtąd istnieję, wiedząc, że żyję tylko dlatego, że umiałam być cicho…”.
Ta książka świadczy o tym, że może istnieć życie i przebaczenie – także w świecie po Zagładzie. Może, ale nie musi. Tym razem dochodzi do jakiegoś pogodzenia. Z czym? Z kim? No właśnie, z życiem? Losem? Pewnie tak. A jeżeli tak się stało – to dlatego, że autorka w czasach mroku spotkała ludzi, którzy okazali się być bardziej dobrymi niż złymi.
Ta książka daje nadzieję, że zostanie złagodzona, przynajmniej wśród świadomych czytelników – przeważnie pokolenia postpamięci, owa forma szorstkości wśród dawnych sąsiadów, bo uproszczeniem jest patrzeć na historię wyłącznie z perspektywy Niemców, Żydów, Polaków, Ukraińców czy Rosjan. Warto zadać sobie trud i uwzględnić perspektywę tego drugiego, trzeciego, czwartego czy piątego.
Ale najpierw trzeba książkę przeczytać i chcieć uznać perspektywę tego drugiego. Wierzę, że jest to możliwe. Także, a może zwłaszcza w Lublinie? Mamy wielkie szczęście, bo żyjemy w świecie po Zagładzie. A dostrzegając czerń i biel życia, sami decydujemy, jakie będą proporcje tych rzeczywistości – dziś, jutro, pojutrze, po pojutrze. I tak codziennie.
A może zwyczajnie nie chcę przyznać racji Adorno i Heideggerowi.