Choć po ludzku wydaje się niemożliwe, by Ala Mazurek wróciła do zdrowia, jej rodzice wierzą, że zdarzy się cud i ich jedyne dziecko znowu się do nich uśmiechnie.
Agnieszka i Wojciech Mazurkowie Od półtora roku walczą o to, by ich córka, która uległa wypadkowi, wybudziła się ze śpiączki. Jednak - jak mówi Agnieszka, mama Alicji - żeby to mogło się udać, żeby Ala mogła się obudzić, potrzebny jest cud.
- Kilku profesorów pokazywało nam badania, i mówili, że w zasadzie nie ma czego stymulować, bo nasze dziecko nie ma mózgu - opowiada. - W ogóle to że Ala żyje jest podobno nienormalne.
Dziewczyna jednak żyje i choć nie ma z nią kontaktu, bliscy cały czas są przy niej i pomagają w rehabilitacji. - Przeszliśmy terapie w wielu klinikach w całej Polsce, sami też skończyliśmy we Włoszech kurs rehabilitacyjnych metodą Glena Domana - opowiada A. Mazurek. - To fantastyczna forma terapii, jednak przy tej metodzie rehabilitacji z człowiekiem dziennie pracuje kilkadziesiąt osób. To stymulacja od rana do wieczora.
Od sierpnia Alicja przebywa w domu. Choć korzysta ciągle z terapii, na które musi dojeżdżać, już niedługo się to zmieni. Będzie mogła być rehabilitowana na miejscu.
Rodzice Ali, myśląc jak pomóc swojemu dziecku, ale też jak pomóc wielu innym ludziom, którzy potrzebują specjalistycznej terapii, wybudowali ośrodek w Turce pod Lublinem. - My na rehabilitację w prywatnych klinikach czekaliśmy zawsze przynajmniej miesiąc. To bardzo długo, nie mówiąc już o tym, jak bardzo drogie są takie terapie. Wielu ludzi w ogóle nie ma szans, by się dostać na taką formę leczenia, która potrafi zdziałać cuda - podkreślają.
Teraz, gdy budynek już stoi i w podstawowym stopniu jest przygotowany do użytkowania, można planować dalej. - Na dziś brakuje nam sprzętu, takiego z najwyższej półki, który chcielibyśmy udostępniać do rehabilitacji zarówno dzieci, jak i dorosłych - podkreśla pani Agnieszka. - W tej chwili dysponujemy jedynie podstawowymi urządzeniami, więc musimy prosić wszystkich dobrych ludzi o pomoc. Sami już nie mamy więcej pieniędzy, żeby móc kupić choćby potrzebną do terapii komorę hiperbaryczną czy lokomat.
Lokomat, jak wyjaśnia mama Ali, to wyjątkowe urządzenie, które pomaga w nauce chodu. - Nie da się tego zastąpić niczym innym - mówi.
W przyszłości ośrodek będzie się starał o kontrakt z NFZ, trzeba jednak na to poczekać. - Bardzo potrzebujemy też fachowców - rehabilitantów. Zależy nam na takich ludziach, którzy potrafią pracować z pacjentami neurologicznymi. Nie jest łatwo o naprawdę wykwalifikowany personel, bo to też niezwykle ciężka praca.
Mazurkowie wierzą, że z Bożą pomocą, dzięki wsparciu tak wielu ludzi, będą w stanie zrealizować swój pomysł, i pomogą nie tylko swojemu dziecku, ale także innym osobom. - Nie chcemy na tym zarabiać - zaznaczają. - My dostaliśmy mnóstwo pomocy od innych ludzi. Choć w taki sposób chcemy oddać to dobro - podkreślają małżonkowie.