Ks. Henryk Hlebowicz został beatyfikowany w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej; Jan Paweł II, który tego dokonał, podczas pielgrzymki do Polski w 1999 r. stwierdził: "Za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie dla Chrystusa".
Pewne światło na tę sprawę mogą rzucić jego - znajdujące się w Archiwum Uniwersyteckim KUL, do dziś nieopublikowane (sic!) - listy z 1930 r. dotyczące zatrudnienia go jako wykładowcy uniwersyteckiego. Należy rozpocząć od tego, że pobyt w lubelskiej wszechnicy niewątpliwie stanowił dla niego ważny rozdział biografii. Jednoznacznie, z wdzięcznością i respektem dawał temu wielokrotnie wyraz w korespondencji kierowanej do ks. Kremera, promotora pracy doktorskiej, swojego mistrza i mentora. Uniwersytetowi, który „cenię i kocham”, napisał w liście z dn. 26 sierpnia, „zawdzięczam swe wykształcenie”. Również tak samo zalety młodego, utalentowanego i pełnego werwy intelektualnej studenta nie umknęły uwadze profesorów i władz uczelni, która podówczas intensywnie, i czasami nie bez trudności, szukała nowych wykładowców. Nic zatem dziwnego, że uczelnia zaproponowała mu pracę na Wydziale Teologicznym na stanowisku zastępcy profesora. Procedura została wszczęta, senat akademicki podjął odpowiednią uchwałę o powierzeniu stanowiska. Młody doktor chętnie ofertę przyjął i zaczął się nawet szczegółowo przygotowywać do zajęć. W liście z dn. 2 kwietnia wysłanym do swego promotora pracy doktorskiej z Winikoli k. Zaleszczyk, gdzie przebywał na urlopie zdrowotnym, donosił: „przyszła mi myśl, by, o ile projekt mojej profesury dojdzie do skutku, jedną godzinę tygodniowo poświęcić filozofii, wykładając po polsku”. Ale w tym samym czasie upominała się o niego macierzysta diecezja. „W Wilnie, po przejściu ks. prof. Wilanowskiego na Wydział Prawa - relacjonował 1 sierpnia ks. Kremerowi - zawakowała Katedra Apologetyki i właśnie tę katedrę mnie zaofiarowano”. Prosząc o poradę, jednocześnie stwierdził „jeszcze raz zaznaczam, że nie chciałbym przeto w najmniejszej mierze osłabić swego słowa, danego Lublinowi”. Ostatecznie propozycję tę musiał odrzucić. Pismem z dn. 29 sierpnia 1930 roku skierowanym do rektora KUL napisał: „mam zaszczyt zakomunikować W.[aszej] Mag.[nificencji], że ofiarowanej mi katedry z niezależnych ode mnie powodów natury moralnej przyjąć nie mogę”. Dodał także, że „lojalność w stosunku do Uniwersytetu Lubelskiego nie pozwoliłaby mi przyjąć projektowanej dla mnie katedry na Uniwersytecie Wileńskim” [pisownia oryginalna].
Podobną argumentację co do swojej przyszłości zawarł w raporcie skierowanym do abp. Jałbrzykowskiego (jego kopia znajduje się w Archiwum Uniwersyteckim KUL), w którym czytamy: „ośmielałem się parokrotnie prosić Najdostojniejszego Arcypasterza o pozostawienie mnie nadal przy pracy duszpasterskiej”. Jako rozstrzygający motyw prośby młody duchowny podał: „lojalność w stosunku do Uniw.[ersytetu Lub.[elskiego], który zdobył sobie formalnie prawa do mojej osoby, nie pozwoliłaby mi przyjąć proponowanej profesury w Semin.[arium] Diec.[ezjalnym] lub na Uniwersytecie Wileńskim’. Stało się inaczej - niebawem podjął zajęcia i w seminarium, i na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego. Zrobił to na polecenie arcybiskupa Jałbrzykowskiego, który zabiegał o uniwersytecką posadę dla niego. „Ks. Hlebowicza forsował na zastępcę [profesora- A.D.] Jałbrzykowski”, zanotował w swoich niezwykle interesujących „Dziennikach” pod datą 25.01. niedziela [1931] wiceminister Wyznań eligijnych i oświecenia publicznego ks. Bronisław Żongołłowicz. Niezależnie od wydarzeń wobec lubelskiego uniwersytetu ks. Hlebowicz był niezmiennie lojalny: „nadal trwam przy słowie, danemu Uniwersytetowi Lubelskiemu”, „jestem z Lublinem związany słowem”- pisał wielokrotnie. W jakimś sensie zakończenie sześcioletniej pracy akademickiej w Wilnie mogło być dla niego urzeczywistnieniem prośby, przedkładanej wcześniej i odłożonej w czasie co do realizacji „o pozostawienie przy pracy duszpasterskiej” w sytuacji, gdyby nie było możliwości pracy na KUL. I tak katedrę uniwersytecką zamienił na ambonę w Trokach, gdzie z pasją, z właściwym sobie żywym temperamentem oddał się pracy na rzecz swoich parafian. Także tam zjednywał sobie ludzi, dał się poznać jako empatyczny, wrażliwy na ludzką biedę duszpasterz i przewodnik duchowy.
Zmarł w wieku zaledwie 37 lat
W czasie okupacji sowieckiej i niemieckiej wykazał się heroizmem; „jeden z najodważniejszych księży […], o którym ludzie opowiadali […] legendy”, napisał o nim Józef Mackiewicz („Nie trzeba głośno mówić”). Żywota dokonał w wieku zaledwie 37 lat niedaleko Borysowa, białoruskiego miasta nad Berezyną, dziś położonego w obwodzie mińskim. Tereny te po wojnie polsko-bolszewickiej i podpisaniu traktatu ryskiego należały do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, a następnie, po rozpoczęciu wojny niemiecko-rosyjskiej w 1941 r. dostały się pod okupację niemiecką. W okresie dominacji sowieckiej Kościół był systemowo prześladowany, świątynie popadały w ruinę: burzono je lub zamieniano w magazyny, duchowni zostali wymordowani lub rozproszeni, nie działały seminaria duchowne, wierni pozbawieni opieki duszpasterskiej. Kiedy Niemcy zajęli Mińsk i okolice nastąpiło tam, czasowo, ożywienie religijne; otwierano i restaurowano pozamykane kościoły, odbudowywano parafie, zabiegano o kapłanów. Przed archidiecezją wileńską pojawiła się możliwość wsparcia tego misyjnego procesu (tereny te w przeszłości były częścią diecezji), z czego skorzystał abp Jałbrzykowski wysyłając księży na te tereny. Jednym z pierwszych, który zgłosił się na ochotnika był ks. Hlebowicz. Już w wrześniu 1941 r. wyjechał do miasteczka Chotajewicze, aby tam podjąć obowiązki duszpasterskie oprawiając nabożeństwa po rosyjsku i po polsku. Jak relacjonował Czesławowi Zgorzelskiemu podczas ich ostatniego spotkania w Wilnie „Powitano go tam tłumnie i radośnie”. Opowiadał też „o setkach chrztów dorosłych już parafian, o ślubach udzielanym wielodzietnym rodzicom, o stałym oblężeniu konfesjonałów”. Jednak jego działalność nie wszystkim się podobała; w terenie działała ateistycznie nastawiona partyzantka sowiecka, nie brakowało także antykatolicko i antypolsko nastawionych grup nacjonalistów, które w ramach białoruskiej policji kolaborowali z Niemcami. Na początku listopada 1941 r. został wezwany przez białoruską policję na posterunek w miejscowości Pleszczenice (wieś niedaleko Chotajewicz) a następnie wywieziony do Borysowa. Nieopodal miasta, w podborysowskim lesie, w bliżej nieznanych okolicznościach, prawdopodobnie 9 listopada, został zamordowany.
Ks. Henryk Hlebowicz został beatyfikowany w gronie 108 Polskich Męczenników II wojny światowej; Jan Paweł II, który tego dokonał, podczas pielgrzymki do Polski w 1999 r. stwierdził: „Za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie dla Chrystusa [...]. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać […]. Ten obowiązek spoczywa także na naszej wspólnocie uniwersyteckiej; formą jego realizacji jest także cenna i ważna pamięć o ks. Henryku Hlebowiczu, absolwencie naszej Alma Mater.