Treść obrazu intryguje. Jego akcja jest umieszczona w wartowni wojskowej, wypełnionej małpami poprzebieranymi za żołnierzy. Przystrojone w barwne żołnierskie uniformy małpy wykonują typowo ludzkie czynności i gesty - zasiadają przy stole, piją ze szklanic, palą fajki, grają w karty. Te, które stoją na tylnych łapach, w przednich dzierżą broń i inne przedmioty żołnierskiego ekwipunku.
W grudniu ubiegłego roku wybrałem się do Dobrzycy, spokojnego i niewielkiego, ale mającego długą historię miasta (długą, bo prawa miejskie miejscowość otrzymała w I połowie XV w., utraciła je wprawdzie w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, aby je odzyskać z powrotem w roku 2014 r.), położonego w Wielkopolsce niedaleko Pleszewa. Powodem tej krótkiej eskapady było formalne, zatem i uroczyste otwarcie wystawy pt. „Sztuka wędrująca”. Została ona zorganizowana w gościnnym Muzeum Ziemiaństwa, usytuowanym w niedalekiej odległości od dobrzyckiego Rynku, w pięknym, klasycystycznym pałacu położonym w malowniczym, starannie odrestaurowanym parku krajobrazowym w stylu angielskim, utrzymanym i modelowo pielęgnowanym. Wielkopańska rezydencja, jak czytamy w ostatnio wydanym albumie (Zespół Pałacowo-Parkowy w Dobrzycy), została wybudowana, czy raczej przebudowana od podstaw pod koniec XVIII w. na zlecenie generała Augustyna Gorzeńskiego, wolnomularza, współtwórcę wiekopomnej Konstytucji 3 Maja, adiutanta i szefa kancelarii wojskowej ostatniego króla polskiego Stanisława Augusta. Zbudowany na planie litery „L”, z pięknym i harmonijnie wkomponowanym portykiem na skrzyżowaniu dwóch nierównych skrzydeł (czy raczej dwóch brył budynku ustawionych pod katem prostym) piętrowy pałac, z lśniącymi bielą murami, przyciąga oczy turystów oryginalnością architektury, znakomitymi polichromiami wykonanymi niemal we wszystkich salach przez Antoniego Smuglewicza i urodą okalają go parku ze starymi drzewami.
Wyjątkową atrakcję stanowi wielowiekowy platan (jeden z największych w Polsce, ba, nawet w Europie, jak mówią przewodnicy), jakoby posadzony przez samego Generała na cześć uchwalenia Konstytucji majowej. Uroku zespołowi pałacowo-parkowemu dodają zasilane przez leniwie płynącą rzekę Potokę - cztery stawy, z których dwa ulokowane zostały po obu stronach reprezentacyjnego wjazdu głównego (stąd niektórzy nazywają zespół Łazienkami Wielkopolski). Bez wątpienia, jest to miejsce, do którego warto wpaść, tym bardziej, że jak zapewnia dyrektor muzeum, w odrestaurowanym pałacu regularnie odbywają się liczne wydarzenia spod znaku kultury wysokiej – koncerty, wykłady, prelekcje, wystawy czasowe i festiwale poezji.
Jedna z przyjemniejszych czynności wykonywanych przez rektora
Rozstrzygającym powodem mojej wizyty była ważna i miła zarazem okoliczność - wystawa w dobrzyckim muzeum prezentująca najcenniejsze eksponaty z bogatych zbiorów Muzeum KUL. Pojechałem na jej formalne otwarcie (nota bene, to jedna z przyjemniejszych czynności, jakie może wykonywać rektor). Uroczystość, gromadząc w dawnej sali balowej pałacu wielu zaproszonych gości, stała się dobrą okazją, aby wspomnieć państwa Tadeusza i Stanisławę Witkowskich, co też w czasie okolicznościowego przemówienia skwapliwie uczyniłem. Jaki jest ich związek z wystawą w Dobrzycy i z naszym Uniwersytetem? Właśnie to chciałbym w tej gawędzie przedstawić. Zacznijmy zatem po kolei.
Małpy pojmały kota
Ekspozycja w Dobrzycy została podzielona na trzy części tematyczne pomieszczone w odrębnych salach. I tak w sali umownie pierwszej, obszernej pałacowej jadalni, znalazły się płótna artystów zachodnioeuropejskich od XVI do XVIII w. Można by o każdym z nich długo rozprawiać, ale nie miejsce i czas ku temu – zostawiam to osobom kompetentnym czy lekturze okolicznościowego katalogu. Pozwolę sobie jednak napomknąć, że nie tylko moją uwagę przyciągała, zaliczana do arcydzieł XVII-wiecznej sztuki flamandzkiej „Kordegarda małp” - namalowany farbami olejnymi obraz na miedzianej blasze. Jak ustala Krzysztof Przylicki (100 na 100. Sto najcenniejszych dzieł sztuki ze zbiorów KUL na stulecie KUL, red. K. Przylicki, M. Białonowska) zostało ono wykonana przez nieznanego z nazwiska malarza z najbliższego otoczenia Davida Teniersa Młodszego.
Treść obrazu intryguje: jego akcja jest umieszczona w wartowni wojskowej (budynek czy pomieszczenie o takich funkcjach nazywane są także, jak przy wspomnianym obrazie, z francuska kordegardą (od corps de garde) lub z niemiecka odwachem (od Hauptwache – straż główna), wypełnionej małpami poprzebieranymi za żołnierzy (jest wśród nich także kocur ubrany w czerwony kontusz). Przystrojone w barwne żołnierskie uniformy małpy wykonują typowo ludzkie czynności i gesty - zasiadają przy stole, piją ze szklanic, palą fajki, grają w karty, te które stoją na tylnych łapach, w przednich dzierżą broń i inne przedmioty żołnierskiego ekwipunku. Jest to zatem obraz odwrócenia przypisanych ról i wzorców zachowań – w sztuce, nie tylko malarskiej, stanowiło to od najdawniejszych czasów jeden z nader częstych motywów satyry (w tym wypadku na zawód żołnierza w targanych podówczas wojnami w Niderlandach) gwoli przedstawienia świata w krzywym zwierciadle. Nawet tylko jedynie dla „kordegardy” warto było wybrać się do Dobrzycy, tym bardziej, że podobno jest to jedyny tego typu obraz w Polsce.
Schütz, Malczewski i inni
Z kolei część druga wystawy, urządzona w pałacowej antykamerze (reprezentacyjnym przedpokoju), poświęcona jest polskiemu i niemieckiemu malarstwu portretowemu powstałemu w kręgach arystokratycznych i mieszczańskich. Na pokrytych polichromiami ścianach pałacowego wnętrza zostały wyeksponowane m.in. dwa świetne XVIII w. portrety pędzla Christopha Friedricha Reinholdta Lisiewskiego, nadwornego malarza książąt Anhalt-Dessau, pochodzące z donacji Państwa Witkowskich. Na płótnach jego autorstwa pyszni się, pochodząca ze znanych rodów arystokratyczna para tamtej epoki: zmarły w młodym wieku właściciel Szydłowca i okolic Leon Michał Radziwiłł i jego elegancka małżonka, Anna Ludwika z Mycielskich (po śmierci męża wyszła za innego Radziwiłła, zwanego „Rybeńką”.
Tematykę trzeciej, ostatniej sali wystawy (nie można jednoznacznie stwierdzić, jaką funkcję pełniła w pałacu w czasach historycznych), jak objaśniali jej kuratorzy, podyktowało monumentalne malowidło ścienne, wykonana przez wspominanego już A. Smuglewicza polichromia z widokiem rzymskich budowli. Zawisły tam sceny krajobrazowe z kręgu sztuki polskiej i zachodnioeuropejskiej. Przechodząc od jednego do drugiego obrazu, nie można było nie zauważyć wyimaginowanego widoku Doliny Renu pędzla Christiana G. Schütza Starszego, uznanego artysty doby niemieckiego romantyzmu. Nie sposób było pominąć eksponatów polskiego malarstwa pejzażowego, w tym widoku Wawelu od strony północnej zimą autorstwa Jacka Malczewskiego.