Nowy Numer 16/2024 Archiwum

W Lubelskiem zakłady karne opuszcza rocznie powyżej 3 tys. osób. Jak im pomóc?

Według raportu Centralnego Zarządu Służby Więziennej, w 2018 r. na wolność wyszło ponad 32 tys. osób, co daje średnio ponad 8 tys. osób na kwartał. W naszym regionie zakłady karne opuszcza rocznie powyżej 3 tys. osób.

Wiadomo, że konkurs ofert na prowadzenie Ośrodka Pomocy Postpenitencjarnej w regionie lubelskim wygrały dwie organizacje pozarządowe z Lublina - Centrum Wolontariatu i Postis, które przez kolejne 3 lata będą realizować zadania z ramienia Ministerstwa Sprawiedliwości, ale nie tylko. Tego typu działalność jest niezwykle cenna i potrzebna, zarówno pod względem indywidualnych potrzeb osób opuszczających więzienia, jak i pożytku społecznego. Jednak nadal brakuje rozwiązań systemowych, które pomogłyby rozwiązać problemy osób, także młodych, które - wychodząc na wolność - nie mają się gdzie podziać albo brakuje im wystarczających sił i kompetencji, by rozpocząć nowe życie. Dlatego należy docenić te osoby i podmioty, które wykonują tak istotną i złożoną pracę.

Średnio 8 tys. osób kwartalnie

Według raportu Centralnego Zarządu Służby Więziennej, w 2017 r. na wolność wyszło ponad 30 tys. osób, natomiast w 2018 r. - ponad 32 tys. osób, co daje średnio ponad 8 tys. osób na kwartał. W naszym regionie zakłady karne opuszcza rocznie powyżej 3 tys. osób. Zdaniem ks. Mieczysława Puzewicza, który od lat zaangażowany jest w pomoc postpenitencjarną, współzałożyciela Centrum Wolontariatu w Lublinie i członka prezydium Rady Głównej ds. Społecznej Readaptacji i Pomocy Skazanym przy Ministerstwie Sprawiedliwości, zbyt mało mówi się o tej sytuacji, a przecież jest to wyzwanie dla społeczeństwa.

- Realizujemy kilka form działalności na rzecz osób, które opuściły zakłady karne. Po pierwsze - dom adaptacyjny dla byłych osadzonych, następnie jest to realizowanie doraźnej pomocy zabezpieczającej byt osób, które wychodzą na wolność, a nie mają mieszkania lub możliwości powrotu do rodziny. Jeżeli mamy możliwość, kierujemy byłych więźniów na kursy i szkolenia, aby nabyli kompetencje i uprawnienia do podjęcia pracy zarobkowej. Istotny w tym wszystkim jest kontakt z tymi osobami, bo same pieniądze nie działają - mówi ks. Puzewicz.

Centrum Wolontariatu w siedzibie przy ul. Głębokiej codziennie realizuje formy wsparcia dla byłych osadzonych w godz. od 10 do 18.

Były osadzony jest "niczyj"

- Wymiar sprawiedliwości zajmuje się daną osobą, dopóki jest ona na terenie zakładu, a gdy wychodzi jest "niczyja". Bezdomność osoby wychodzącej na wolność z więzienia jest inna niż ta spowodowana chorobą alkoholizmu, utratą pracy, załamaniem życia rodzinnego. Ponadto urzędy pracy nie "widzą" byłych więźniów, kwalifikując ich jako osoby bez pracy. Sytuacja jest inna, gdy ktoś jest bez pracy, bo rozpadła mu się firma, a inna, gdy ktoś wychodzi z więzienia - tłumaczy ks. Puzewicz. Taka sytuacja powoduje, że po odbyciu słusznej kary osoba wychodząca na wolność jest narażona na powtórny powrót za kratki. Jest to nieopłacalne dla nikogo, prowadzi do jakiejś formy degradacji indywidualnej i społecznej. - Niestety, mamy wskaźnik powrotności na poziomie 60 proc., czyli bardzo wysoki - mówi ks. Mieczysław. W jego opinii brakuje wypracowania ustawy o readaptacji byłych skazanych oraz pożytecznych działań podejmowanych na etapie odsiadywania wyroku przez osadzonych. - Dobrym rozwiązaniem jest model duński czy szwedzki. Tam każdy skazany otrzymuje swego "opiekuna" już na etapie odbywania wyroku - tłumaczy duchowny.

Stowarzyszenie "Postis" i "Nowa Droga"

Drugim podmiotem, który realizuje zadanie pomocy postpenitencjarnej w regionie lubelskim, jest Stowarzyszenie "Postis", na którego czele stoi Barbara Bojko-Kulpa. Organizacja ta powstała z myślą o pomocy młodym ludziom, którzy wpadli w tarapaty. Głównymi gałęziami aktywności stowarzyszenia są resocjalizacja, edukacja i ekonomia społeczna. Od kilku lat stowarzyszenie zajmuje się również byłymi więźniami, zwłaszcza młodymi.

- Pomagamy osobom, które szczególnie tej pomocy wymagają. Zaczęliśmy od młodzieży, a jest rzeczą oczywistą, że również młodzi trafiają do zakładów karnych. Zwróciliśmy uwagę na los młodych ludzi, którzy trafiają do więzień, a gdy wychodzą, natrafiają na pustkę, bo nie ma spójnego systemu pomocy. Wymyśliliśmy program "Nowa Droga", który opiera się na wyprawie Szlakiem św. Jakuba. Przedstawiam siebie i ks. Puzewicza jako autorów tego przedsięwzięcia. Od 2013 r. uczestniczyło w nim ponad 70 osób. To obecnie trasa o długości 350 km, z Lublina do Krakowa. Niegdyś, gdy była inna linia finansowa, liczyła ponad 900 km. Osoby młode, do 29. roku życia, które opuściły areszt, wędrują wraz z osobą towarzyszącą. Mamy wielkie sukcesy, bo ta podróż to nieustanna praca, całą dobę, człowieka z człowiekiem. Osoba towarzysząca byłemu więźniowi jest kimś życzliwym. Nie sposób w ciągu tego długiego przebywania ze sobą nie rozmawiać o rzeczach najważniejszych. Trud związany z wyprawą, bolące nogi, zmęczenie organizmu, pomagają się oczyścić. Logistykę opracował ks. Mietek, bo wędrujący zatrzymują się w parafiach lub w innych placówkach. Idą do 30 km dziennie. Projekt jest znany w Służbie Więziennej w całej Polsce - mówi B. Bojko-Kulpa.

- Po zakończeniu wędrówki robimy wiele, by ci młodzi ludzie znaleźli pracę. Mamy wiele metod. Organizujemy szkolenia, załatwiamy staże, poszukujemy pracy i stancji, pomagamy uregulować sprawy prawne i psychologiczne, życiowe. Traktujemy indywidualnie tych młodych ludzi - podkreśla pani prezes.

Spośród osób, które zgłaszają się po pomoc do stowarzyszenia, tylko 10 proc. wraca z powrotem do więzienia. Zatem 50 proc. poniżej średniej. - Sukcesem jest to, że nie wracają za kratki, ale przecież nie wszyscy sobie świetnie radzą na wolności. Ta perspektywa "Nowej Drogi" sprawia, że te osoby są silniejsze po jej odbyciu, odkrywają swój potencjał. Jednak poważnym problemem dla realizacji programu jest brak stałych opiekunów, którzy mogliby towarzyszyć byłym osadzonym w drodze. Potrzeba zwłaszcza mężczyzn. Wyprawa trwa dwa tygodnie, opiekunowie otrzymują wynagrodzenie. Jednak sam cel jest duchowy, głęboko ludzki. Nie potrzeba mieć szczególnych kwalifikacji, wystarczy być otwartym na innych ludzi i sprawnym fizycznie. Warte podkreślenia jest to, że z żadnej wyprawy żaden z uczestników się nie wycofał - opowiada B. Bojko-Kulpa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy