W Lublinie pracują od 35 lat, w Polsce od 170. Mimo upływu czasu i zawirowań historii wciąż ich najważniejszą posługą jest troska o dzieci, chorych i potrzebujących - tak jak polecił im założyciel bł. Edmund Bojanowski.
Czasy były ciężkie. Ludzie umierali pozbawieni leków i opieki. Z każdego kąta słychać było płacz. Liczba sierot, jaka została po przejściu epidemii cholery, była zatrważająca. Co robić? Jak ratować te dzieci? Jak zapewnić im opiekę i przyszłość? Te pytania nie dawały spokoju Edmundowi Bojanowskiemu. Sam jeden chodził od chałupy do chałupy, ze wszystkich sił próbując przynieść ulgę chorym i pocieszać sieroty. Codziennie klękał i modlił się, notując wołanie w swoim dzienniku: "Ojcze Niebieski! Co nas w zaraniu życia spuściłeś z łona swojego na świat, jako ogród wielki, usłysz wołanie nasze. Stwórco nasz, prowadź nas głosem Twoim". To właśnie modlitwa i całkowite zawierzenie Bogu poprzez Maryję pozwalały mu realizować dzieła, które na ziemiach polskich pod zaborami przynosiły ratunek potrzebującym.
- Epidemia cholery była bezpośrednią przyczyną założenia domu dla sierot w Gostyniu, o prowadzenie którego poprosił siostry szarytki. Edmund wiedział jednak, że nie tylko te dzieci potrzebują opieki, że potrzeba na co dzień zajęć dla wiejskich maluchów pozostawionych samym sobie, gdy rodzice musieli iść na cały dzień do pracy w pole. Słysząc o coraz to nowych nieszczęściach, jakie spotykały dzieci bez opieki, i obserwując życie na wsi, czuł, że trzeba działać - opowiada s. Maria Loyola Opiela, służebniczka.
Edmund Bojanowski był ziemianinem pochodzącym z Wielkopolski. Urodzony w 1814 roku w rodzinie głęboko wierzącej, pielęgnującej patriotyzm, walczącej w powstaniu listopadowym, od najmłodszych lat wiedział, że są dwie najważniejsze w życiu sprawy: miłość Boga i ojczyzny, której choć nie ma na mapie, istnieje w ludzkich sercach, tradycjach i mowie.
Sam bardzo słabego zdrowia, nie mógł dokończyć studiów, które podjął najpierw we Wrocławiu, a potem w Berlinie. Zmuszony wrócić w rodzinne strony, oddał się pracy społecznika, zwalczając wśród wiejskiego ludu analfabetyzm, przygotowując różne odczyty, organizując biblioteki i czytelnie. Poznając życie prostych ludzi, odkrył wielki problem sierot, dzieci z ubogich rodzin wiejskich, które pozostawały bez opieki i były narażone na różne niebezpieczeństwa zagrażające ich życiu i rozwojowi oraz nędzę materialną i moralną tych rodzin.
- Chciał zaradzić temu problemowi poprzez tworzenie ochronek i włączenie do służby w nich wiejskich dziewcząt. We wszystkie te działania angażował nie tylko siły fizyczne, ale i dobra materialne. Nie działał doraźnie, ale zastanawiał się nad systemowym rozwiązaniem sprawy - mówi s. Maria.
Przerwane studia nie okazały się życiową porażką, zdobyte umiejętności, wiedza, kontakty, znajomość literatury ludowej nie prowadziły go do kariery literackiej, ale do odkrywania misji, jaką miał wypełnić. W swoim dzienniku pisał, że trzeba zacząć od dzieci, bo przez nie idzie odrodzenie ludzkości. "Od wstępu zaczniemy, a postęp się znajdzie" - zapisał.
3 maja 1850 roku Bojanowski wspólnie z gospodynią Franciszką Przewoźną założył pierwszą ochronkę w Podrzeczu k. Gostynia. Wydarzenie to uważa się za początek Zgromadzenia Służebniczek Maryi, do którego Edmund przyjmował proste dziewczęta. Sam je kształcił i formował, przekazując swoją filozofię opartą na chrześcijaństwie.
Do sióstr, które miały zająć się wychowaniem dzieci, troską o chorych i pracą pisał: "Tajemnica wychowania musi być pogodna, harmonijna. Kojarzenie się zgodnie wszystkich żywiołów przeprowadzone w najdrobniejsze cząstki. Szczytem tej harmonii jest religia, łączenie się z Bogiem, nieustająca modlitwa, wzorowanie się na obraz i podobieństwo Boże".
Mimo upływu czasu i zmian, jakie zaszły na świecie od czasów Edmunda Bojanowskiego, zgromadzenie przez niego założone wciąż troszczy się o wychowanie dzieci i pomaga chorym. Charyzmat pozostał niezmienny i wciąż pociąga nowe osoby, które swoje życie oddają Bogu jako siostry służebniczki.