Z ks. Franciszkiem były same problemy. Nie dość, że gromadziła się wokół niego młodzież, to jeszcze namawiał ludzi do trzeźwości. Tego było już za wiele.
Do Lublina do ojca Franciszka przyjeżdżało coraz więcej ludzi. W różnych diecezjach w Polsce pojawiały się oazy przy parafiach. Wszyscy konsultowali swoje działania z ks. Franciszkiem, który został też krajowym duszpasterzem służby liturgicznej. Trzeba było pomyśleć o jakimś miejscu, gdzie można by się podziać.
– Nie mieliśmy wtedy ani mieszkania, ani domu. Mieszkaliśmy na różnych stancjach lub przygarnięci przez kogoś. Poza tym nie mieliśmy pieniędzy na kupno czegoś na własność. Dla ks. Franciszka nie stanowiło to problemu. Powtarzał, że jeśli jest jakaś potrzeba, trzeba zacząć się rozglądać wokół, jak jej zaradzić, a resztę zostawić Panu Bogu – wspominają współpracownicy ks. Blachnickiego.
On sam bardzo lubił spacerować po lubelskim Sławinku.
– Któregoś dnia dowiedział się, że jest tam mieszkanie do kupienia. Nie zastanawiał się, ile ma pieniędzy i skąd je weźmie. Zgłosił się, że je kupuje, a o resztę zatroszczył się Pan Bóg. Rzeczywiście, nie wiadomo skąd, znalazły się pieniądze. A to ktoś przyniósł, by dobrze wykorzystać, a to ktoś pożyczył, a to w pracy nagle zapłacono nam dodatkowe premie. Oficjalnie nie można było kupić tego mieszkania na własność Instytutu czy Kościoła, więc ja figurowałam jako właścicielka – mówi Z. Podlewska.
W trzypokojowym mieszkaniu przy alei Warszawskiej zamieszkały panie współpracujące z ks. Franciszkiem, tworzące już instytut świecki życia konsekrowanego pod nazwą Instytut Niepokalanej Matki Kościoła. Tam odbywały się spotkania oazowiczów, kursy dla animatorów, spotkania dla kapłanów. Szybko okazało się, że mieszkanie jest za małe na potrzeby rozwijającego się ruchu oazowego oraz działalności liturgiczno-pastoralnej ks. Franciszka.
W 1969 roku nadarzyła się okazja, by kupić na Sławinku dom. Dla ojca było oczywiste, że pieniądze jakoś Pan Bóg da, a miejsce na spotkania musi być. Tak się stało. Wtedy ociec marzył, że na Sławinku będą mieszkać ludzie związani z Ruchem Światło–Życie, jak oficjalnie nazwano ruch oazowy. Nic więc dziwnego, że w kolejnych latach zostały kupione kolejne domy na potrzeby Ruchu.
– Na żaden nie mieliśmy pieniędzy, ale Pan Bóg się o wszystko zatroszczył, bo jak inaczej wytłumaczyć, że biedny ksiądz, wciąż zabiegany, zajęty rekolekcjami, przygotowaniem materiałów formacyjnych, pracą naukową, mógł kupić w ciągu kilku lat mieszkanie i pięć domów, które wszystkie oddał na rzecz Krajowego Duszpasterstwa Służby Liturgicznej, Ruchu Światło–Życie i Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła – wspominają współpracownicy ks. Blachnickiego.
W 1981 roku ks. Franciszek Blachnicki wyjechał na kilka dni do Rzymu, tam zastał go stan wojenny wprowadzony w Polsce. Okazało się, że nie może wrócić do ojczyzny, gdyż ówczesne władze wystosowały za nim list gończy. Jego dzieło w Lublinie działało jednak dalej. Zmarł w 1987 roku na emigracji w Niemczech w Carlsbergu, gdzie także założył ośrodek oazowy. Wszystkie jego dzieła są kontynuowane.
O ks. Franciszku Blachnickim można przeczytać także w tekście