Stosunkowo niewiele rękopisów "Dekretu Gracjana" zachowało się do naszych czasów. W świecie jest ich ok. 600, zaś w Polsce - zaledwie 6. Już z tej racji przekazany KUL-owskiej bibliotece przez Jerzego Moszyńskiego zachowany w doskonałym stanie rękopis jest zabytkiem bezcennym.
W inicjałach i w przestrzeniach wokół miniatur anonimowi twórcy manuskryptu lubelskiego umieścili drolerie (fr. drôlerie – żartobliwe). W wiekach średnich były to motywy dekoracyjne w formie małych, zabawnych scenek z udziałem postaci z ciałami ludzi i głowami zwierząt (lub odwrotnie). Odznaczały się humorem, fantazją, groteskową deformacją, niekiedy stanowiły sarkastyczny albo ironiczny komentarz do tekstu lub miniatury. Scenki te odgrywały najczęściej zwierzęta, potwory. Znalazły one zastosowanie również w manuskrypcie lubelskim; jedna z nich, komentując historię niewiernego męża (tekst dotyczy prawa małżeńskiego) i jego niecnych czynów (zostali oni sportretowani pod postacią wężów), ukazuje – na marginesie obok miniatury – kota. W średniowieczu był on - jak objaśnia A. Adamczuk - symbolem lubieżności. Inna z kolei droleria, ilustrująca tekst prawny dotyczący herezji, ukazuje małpę trzymającą berdysz (szeroki topór o zakrzywionym ostrzu i długim drzewcu). Jest to uszczypliwy i ironiczny komentarz do miniatury przedstawiającej uzbrojonych biskupów na koniach, biorących aktywny udział w krucjacie przeciw heretykom.
Dekret pod dachem Moszyńskich
Bezcenny egzemplarz Dekretu Gracjana, nim znalazł się w mieście nad Bystrzycą, odbył dosyć długą wędrówkę. Jak wspomniałem, został przekazany Bibliotece KUL wraz z innymi starodrukami przez hrabiego Jerzego Moszyńskiego. Książki zgromadził jego ojciec, Piotr Moszyński, wielce zasłużony dla polskiej kultury marszałek guberni wołyńskiej. Obaj, ojciec i syn, należeli do zamożnej i znanej z dużych tradycji bibliofilskich i kolekcjonerskich rodziny, która stworzyła cenioną bibliotekę, ulokowaną w Krakowie. Nie wiemy jednak dokładnie, w jaki sposób i kiedy manuskrypt stał się własnością rodziny Moszyńskich. Odpowiedź na te pytania pozostaje w kręgu domysłów i przypuszczeń. Najprawdopodobniej, nim trafił do książnicy Moszyńskich, był przechowywany do końca XVIII stulecia, w klasztorze Benedyktynów na Łysej Górze, jednym z najważniejszych centrów życia religijnego i duchowego w okresie dynastii Jagiellonów. Wyjątkowe znaczenie dla kultury i dziedzictwa języka polskiego miała znamienita biblioteka klasztorna. W jej zasobnych zbiorach (gromadzono tam także dzieła prawnicze) znalazł się również manuskrypt Dekretu Gracjana; jak przypuszcza profesor Adam Vetulani mógł tam trafić w XV w. Na przełomie XVIII i XIX w., w obliczu nadchodzącej kasaty zakonu (stało się to 1819 r.), przeszedł on w inne ręce (nie można wykluczyć żadnego wariantu: sprzedaży, kradzieży czy zaginięcia w trakcie transportu) i trafił do obiegu księgarskiego w Galicji i Królestwie Polskim, a następnie został zaoferowany hrabiemu Piotrowi Moszyńskiemu, znanemu bibliofilowi i koneserowi sztuki, który go nabył.
Przyczynił się do podniesienia prestiżu katolickiego uniwersytetu
Trudno też jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Jerzy Moszyński przekazał bezcenny manuskrypt, wraz z innymi dziełami, Uniwersytetowi Lubelskiemu (tak KUL nazywał się do 1928 r.), który podówczas, borykając się z wieloma trudnościami, zaczynał budować swoje kadry, struktury i prestiż. Nie mamy źródłowej wiedzy, czym się kierował hojny donator, jakie były motywy jego decyzji. To pytanie nabiera dodatkowego znaczenia w kontekście okoliczności, że był on absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaś jego ojciec, Piotr, był znanym donatorem i hojnym mecenasem wielu instytucji naukowych i kulturalnych Krakowa. Nie można wykluczyć, że rozstrzygające znaczenie miała misja nowego uniwersytetu, założonego w Lublinie przez ks. Idziego Radziszewskiego pod auspicjami Kościoła. Nowy ośrodek swoją tożsamość wyrażał w oficjalnie przyjętym haśle Deo et Patriae. Jerzy Moszyński, ekscentryczny i oryginalny konserwatysta, przywiązany do Kościoła i religii katolickiej, niewątpliwie podzielał idee, które wyrażały tożsamość nowej wszechnicy w Lublinie. Powołany do życia uniwersytet katolicki, odwołujący się do takich wartości, jak Bóg i Ojczyzna, był dla niego wiarygodny także jako beneficjent darowizny.
I tak manuskrypt, wytworzony pod koniec XIII w. w jednym ze skryptoriów francuskich, poprzez biblioteki – benedyktyńską na Łysej Górę i rodziny Moszyńskich w Krakowie trafił do Lublina. Dziś pieczołowicie przechowywany w Magazynie Zbiorów Specjalnych Biblioteki KUL, jest przedmiotem zachwytu, zainteresowania i badań naukowych. Udostępniany czytelnikom przy wyjątkowych okazjach (przede wszystkim podczas wystaw), przypomina także osobę hojnego darczyńcy – hrabiego Jerzego Moszyńskiego, dzięki któremu ten unikatowy, bezcenny rękopis trafił do kulowskiej książnicy.