Od przeszło dwóch dekad lat prowadzę ze wspólnikiem firmę, która przechodziła wiele trudnych i tragicznych momentów, jak pożar restauracji kilka lat temu. Wydawało mi się wtedy, że już gorzej być nie może - mówi restaurator i członek Domowego Kościoła.
Dariusz Klimek, współwłaściciel restauracji Giuseppe w Lublinie i członek Domowego Kościoła – mówi o wyzwaniach w prowadzeniu biznesu w czasie pandemii.
Ks. Rafał Pastwa: Jak w dobie kryzysu koronawirusa radzicie sobie z prowadzeniem restauracji?
Dariusz Klimek: Od miesiąca restauracja stacjonarna jest zamknięta. Oczywiście od razu wdrożyliśmy rozwiązania, które pomogłyby jakoś przetrwać ten trudny czas, między innymi dowóz do domu i pakiety Giuseppe Pacco, jednak nie oszukujmy się, to jest tylko marginalna część przychodów.
Giuseppe to nie jedyna wasza działalność. Musieliście zredukować ilość etatów? Co z czynszem? Przeciętny człowiek nie ma pewnie pojęcia jakie koszty ponosicie jako restauratorzy.
To prawda. Prowadzimy w Lublinie 4 punkty gastronomiczne. Żaden z nich nie jest naszą własnością, czyli musimy płacić za niego czynsz. Do tego dochodzą ZUS-y, wynagrodzenia, opłaty za energię, gaz itp. W zwyczajnym czasie utrzymanie takiego przedsięwzięcia to koszty na poziomie ok. 150-200 tys. złotych miesięcznie. Są to sumy bardzo wysokie dla przeciętnego człowieka, dlatego duży obrót stanowi kluczową rolę w utrzymaniu firmy. W sytuacji w której zostaliśmy go pozbawieni, tak po ludzku, wydaje się niemożliwe obronienie tej sytuacji. Oczywiście złożyliśmy pisma o przynajmniej częściowe umorzenie płatności i liczymy na zrozumienie i zdrowy rozsądek wydzierżawiających.
Jak oceniacie pomoc rządową? I czy ze strony samorządu możecie liczyć na jakieś wsparcie?
Szczerze? Do tej pory panuje trochę chaos informacyjny i wielu przedsiębiorców nie do końca wie, na co tak naprawdę może liczyć, bo są różne obostrzenia. A decyzje i działania musisz podejmować tu i teraz. Do tej pory nie kwalifikowaliśmy się na żadną pomoc rządową, ponieważ aby firma mogła skorzystać z postojowego, na dzień 30 września 2019 r. nie mogła mieć żadnych zaległości w opłacie VAT. My od lat, akurat w tym okresie rozkładamy płatność VAT na dwa miesiące: wrzesień i październik. Wynika to z tego, że miesiące wakacyjne są zawsze dla nas gorszym czasem. Ludzie mają urlopy i obroty wtedy spadają. W skali roku się to potem wyrównuje, ale akurat wrzesień i październik to są miesiące odrabiania strat wakacyjnych. Z punktu widzenia prawa nieistotne jest to, że w październiku zaległości zostały już zapłacone. Czasem zastanawiam się, dla kogo zatem jest ta pomoc, skoro wprowadza takie obwarowania? Firmy silne, które nie mają żadnych problemów, pewnie jakoś przetrwają ten trudny czas korzystając z zapasów zgromadzonych przez lata, gorzej z firmami takimi jak nasza, które z trudem dopinają budżety, a pewnie jest ich więcej. Ale wiemy też, że co chwila wprowadzane są jakieś zmiany i udogodnienia, więc może my też się na to złapiemy.
Zmniejszyliście liczbę pracowników?
Musieliśmy zredukować etaty do minimum. To jest najtrudniejsza rzecz z jaką musimy się mierzyć. Bo to ludzie, którzy mają swoje rodziny, plany, kredyty. Są wspaniałymi pracownikami i nie mogą dostać wypłaty, a my nic nie możemy z tym zrobić. Dwoimy się i troimy, ale z pustego i Salomon nie naleje. Przy takiej skali jest to po prostu niemożliwe bez pomocy z zewnątrz, a tej nie ma, albo przychodzi za późno.
Czujecie solidarność ze strony znajomych? Można powiedzieć, że katolicy są solidarni?
Tak, to jest jedno z błogosławieństw czasu pandemii i tak naprawdę, to trzyma nas przy nadziei. Kiedy wypuściliśmy nasz post z prośbą o pomoc, ludzie od razu odpowiedzieli na nasz apel i zaczęli zamawiać Giuseppe Pacco. My wiemy, że to wyjątkowy produkt, bo zrodził się na długo przed koronawirusem. Kiedyś, czytając Pismo Święte, naszła mnie taka myśl, że wiele kluczowych momentów w Ewangelii odbywa się przy jedzeniu. Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej, rozmnożenie chleba, ostatnia wieczerza. Nawet po zmartwychwstaniu Jezus spożywa posiłek ze swoimi uczniami. Pomyślałem, że wspólnota stołu jest bardzo ważna. Stąd zrodził się pomysł, aby zachęcić ludzi do wspólnego gotowania. Zrobić z tego zabawę i przyjemność. Pokazać, że z nami to jest naprawdę proste i każdy, nawet ten, który ma dwie lewe ręce do gotowania może sobie z tym poradzić. I tak powstało Giuseppe Pacco. Wiedzieliśmy, że zbiera bardzo dobre recenzje, ale nie mieliśmy środków, aby przeprowadzić skuteczną kampanie promocyjną. I nagle z pomocą przyszli nam nasi przyjaciele, stali bywalcy restauracji, współbracia ze wspólnoty Domowego Kościoła i wiele innych osób. Odpowiedzieli na nasz apel i nie dość, że sami zamawiają nasze produkty, to jeszcze polecają je znajomym. To oczywiście kropla w morzu potrzeb, ale jakże życiodajna kropla. W tym tygodniu wprowadziliśmy też Vouchery przyszłości. Dziś kupujesz voucher, a zrealizować go będziesz mógł, kiedy nasza restauracja zostanie otworzona dla gości. Dzięki temu staramy się zebrać środki na najbardziej niezbędne opłaty.
W jaki sposób wiara pomaga Wam zrozumieć sens tego, co się teraz dzieje?
Ja osobiście czuję się jak biblijny Hiob. Od 23 lat prowadzę ze wspólnikiem firmę i przez te lata przechodziła wiele trudnych a nawet tragicznych momentów, tak jak pożar 3 lata temu. Wydawało mi się wtedy, że już gorzej być nie może, a jednak okazało się, że najgorsze dopiero przed nami. Odpowiedzialność za rodzinę, pracowników sprawia, że czuję się jak w potrzasku i stać mnie tylko na czytanie psalmów dawidowych. W głębi serca wiem, że Bóg ma swój plan i zatroszczy się o mnie po swojemu. Chcę wierzyć, że Bóg nawet z najgorszej sytuacji może wyprowadzić dobro. Przypominam sobie też inne fragmenty z Pisma Świętego, chociażby ten Pawłowy „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. Z drugiej strony mam wrażenie, że świat potrzebuje tej chwili zatrzymania. Wielu znajomych, którzy nie dźwigają na swoich barkach aż takiego brzemienia odpowiedzialności za innych, mówi, że to bardzo cenny dla nich moment. Że wreszcie mają czas na przeczytanie książki, rozmowę z dziećmi, uporządkowanie tego, na co nigdy nie było czasu.
A jak Wy sobie radzicie z lekcjami, wychowaniem, spędzaniem czasu?
Ja sobie w ogóle nie radzę. Te obowiązki w całości przejęła moja żona Kasia. Ona pilnuje planów lekcji i prac domowych. Przy czwórce dzieci nie jest łatwo, szczególnie kiedy weszły lekcje online, a my mieliśmy jeden komputer. Na szczęście, kolega pożyczył nam swój laptop, co prawda bez kamerki, ale zawsze to coś. Lekcji jest naprawdę dużo, z tego co wiem, nie wszystko dzieci robią na czas. Żona i dzieci na pewno są już zmęczone, ale błogosławieństwem jest dom z ogródkiem, gdzie dzieci mogą pobiegać. Inni nie mają nawet tego. Dzięki temu, że nie ma szkoły i tych wszystkich zajęć dodatkowych, obserwuję mniejszą nerwowość. Nie mamy w domu telewizora, ale wieczorem siadamy do wspólnych seansów filmowych. Czas epidemii to też niezwykły czas przeżywania modlitwy, która nas jednoczy.
Mam jednak nadzieję, że to wszystko zacznie jakoś wracać do normy.