Powieść o niezwykłym człowieku

Życiu ks. Ignacego Kłopotowskiego, założyciela sióstr loretanek, zawsze przyświecał jeden cel - doprowadzić ludzi do Boga. Jego historię w formie powieści napisała Dorota Krawczyk.

Książka „Bez wytchnienia” autorstwa Doroty Krawczyk jest połączeniem faktów z wyobraźnią autorki. Wszystko razem tworzy powieść o niezwykłym człowieku bł. ks. Ignacym Kłopotowskim.

– Moje życie zawodowe związane jest z Wydawnictwem Sióstr Loretanek, siłą rzeczy więc o ks. Kłopotowskim słyszałam wiele i pracowałam w miejscu, któremu początek dał właśnie ten kapłan. Kiedy więc usłyszałam propozycję, by napisać powieść o tym człowieku, postanowiłam podjąć wyzwanie – mówi autorka Dorota Krawczyk.

To, co słyszała do tej pory, weryfikowała sięgając do pism i dokumentów związanych z ks. Kłopotowskim, odbyła także podróż śladem jego życia, zaczynając od Podlasia, poprzez Lublin, gdzie został wyświęcony i przez wiele lat pracował, na Warszawie skończywszy, dokąd przeniósł się ks. Ignacy chcąc mieć większą siłę oddziaływania. W ten sposób powstała niecodzienna powieść, która pozwala poznać założyciela sióstr loretanek i jego dzieło. Książka ukazała się we współpracy Wydawnictwa Archidiecezji Lubelskiej Gaudium i Wydawnictwa Sióstr Loretanek.

***

Ignacy chciał był księdzem. Ojciec często opowiadał mu różne historie, wśród których była taka o brewiarzu odmawianym przez księdza proboszcza. Fascynowała chłopca i prosił ojca, by powtarzał ją wielokrotnie. Gdy którejś niedzieli pojechał z matką do kościoła i zobaczył księdza proboszcza z brewiarzem w ręku, pomyślał, że on też chciałby tak się modlić i służyć innym. Nie miał więc wątpliwości, jaką drogę ma obrać, skończywszy gimnazjum. Chłopca przyjęło lubelskie seminarium. Wychowawcy i nauczyciele zadowoleni z jego postawy i wiedzy, postanowili wysłać go na dalsze studia teologiczne do Petersburga. Po czterech latach nauki uzyskał tytuł magistra.

Powróciwszy do Lublina, przyjął święcenia kapłańskie 5 lipca 1891 roku. Zaraz też otrzymał nominację na wikariusza w parafii Nawrócenia św. Pawła. Jednocześnie miał prowadzić wykłady dla kleryków w seminarium. Po roku biskup przeniósł go do pracy w lubelskiej katedrze. Obowiązków było dużo, gdyż parafia ta obejmowała większą część miasta. I choć w tamtych czasach posługa księdza polegała przede wszystkim na sprawowaniu Mszy św., ks. Ignacy miał pełne ręce roboty. W Lublinie powszechnie panowała bieda, co nie dawało mu spokoju. Zaczął współpracować z Towarzystwem Dobroczynności, które prowadziło domy starców, sierocińce i ochronki dla dzieci. To mu jednak nie wystarczało. Wpadł na pomysł, by założyć Dom Zarobkowy. Była to instytucja o charakterze dobroczynnym, która dawała pracę osobom starszym, chorym czy kalekim. Tacy ludzie nie mieli szans na zatrudnienie w innych instytucjach.

W 1896 roku postanowił zorganizować Przytułek św. Antoniego, który miał otoczyć opieką upadłe kobiety. Staraniem księdza Kłopotowskiego kilka zgromadzeń zakonnych podjęło pracę w Lublinie. Łączyło się to z jego nowymi projektami. W 1897 r. sprowadził do miasta zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Służek Niepokalanej. Prowadziły one jadalnię i sklep spożywczy przy ulicy Bernardyńskiej. Felicjanki zaprosił do pracy w sierocińcach. Obsługę Przytułku św. Antoniego powierzył tercjarkom z Płocka. Współpracował z wieloma zgromadzeniami, prosząc o pomoc w prowadzeniu ciągle nowych dzieł na rzecz potrzebujących.

„Wykład z historii Kościoła skończył się 5 minut wcześniej. Grupa kleryków wyskoczyła jak z procy prosto do refektarza. Ksiądz profesor Kłopotowski też się spieszył. Energicznie mocował się z kluczem w drzwiach swego mieszkania. Opasłe tomisko z Ojcami kapadockimi wcisnął z ulgą na najwyższą półkę. Do gdańskiej szafy z amorkami zamknął dopiero co upieczoną togę profesorską. Rodzinny herb Pomian – z głową byka przebitą mieczem, ku zgorszeniu niektórych, zdjął ze ściany i schował w szufladzie między chusteczkami. Nucąc »krakowiaka« zjechał wesoło po poręczy pierwszego piętra. Na podwórku stał już pomalowany zielonym papuzim kolorem wózek na dwóch kółkach. Na długiej chwiejnej tyczce umieścił już wczoraj przeraźliwie kolorowy napis: »Oddajcie nam, co zbywa wam«. Ujął ręką dyszel i wyciągnął na ulicę. Przez cztery lata widziano ten wózek na ulicach Lublina – to profesor historii ks. Kłopotowski żebrał na chleb dla swoich ubogich” – spisała wspomnienia s. Alfonsa Baran.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..