Krzysztof Karpiuk: Życia nie traktuję jak konta w banku

Otrzymał niezwykły talent i zdolności. Teraz, gdy dotknęła go poważna choroba, stara się żyć bez żalu i rozczarowań.

Miał zaledwie kilkanaście lat, gdy nieżyjący już ks. Stanisław Furlepa poprosił go o namalowanie obrazu do ołtarza głównego w kaplicy w Lisznie. Wiedział o zdolnościach malarskich swojego parafianina od poprzednika, który wcześniej zamówił obraz Jana Pawła II do kościoła parafialnego w Kaniem, w związku ze zbliżająca się wizytą papieża z Polski w ojczyźnie. Oba malowidła były jego darem dla parafii, darem człowieka wierzącego, wrażliwego na sztukę.

Jego talent objawił się nagle. Początkowo było to malarstwo olejne, ale szedł również w kierunku formy collage, konstruował też obiekty. Od samego początku stawiał sobie wysoko poprzeczkę, koncentrował się na stylu i jakości dzieła, bez względu na to, czy obraz powstawał na zamówienie, czy też nie.

Odkrył zainteresowanie pracami Beksińskiego, ale nie było to naśladownictwo, raczej dostrzeganie podobnych elementów wrażliwości. Z czasem jego prace stawały się dojrzalsze, odbijały świat jego wnętrza, doświadczenie umysłu i serca. Jak podkreśla, nie lubi mówić o swoich pracach. Zostawia odbiorcy przestrzeń interpretacji. Wielu miało okazję przyjrzeć się im podczas organizowanych wystaw. Jest artystą, który nie mówi zbyt wiele. Być może nawet mieszkańcy Puław, miasta, w którym mieszka, nie zdają sobie sprawy z jego uzdolnień i umiejętności.

Na odległość wyczuwalna jest jego skromność, ale i profesjonalizm. Oprócz malarstwa Krzysztof Karpiuk zajmuje się filmem dokumentalnym, fotografią artystyczną i komercyjną, a także kolarstwem. Od jakiegoś czasu jednak nie maluje, nie tworzy. Ma pomysł i chęci, ale brakuje decyzji, która jest powstrzymywana przez ciężką chorobę.

– Na życie patrzę obecnie z perspektywy człowieka chorego. Cały czas siedzę w takiej ramce. Na razie się nie załamałem, mam nadzieję, że z tego wyjdę. Lekarze mówią, że jest to zwyrodnienie wielotorbielowate nerek. Moje nerki są wielkie, rozsadza mi też brzuch. Poddaję się dializom w szpitalu w Puławach. Dwa razy w tygodniu – tłumaczy Krzysztof Karpiuk.

Jednorazowy zabieg, wraz z całym przygotowaniem i drogą, zajmuje mu ok. sześciu godzin. Ratunkiem dla zdrowia według wskazań lekarzy jest przeszczep nerek. Jednak nie jest to proste, z wielu względów. – Dializy mnie podtrzymują w dobrej kondycji. One mnie nie uleczą, zdaję sobie sprawę. Moje obie nerki nadają się do wymiany. Wiem, że jest to bardziej skomplikowane niż w moich myślach – mówi Krzysztof.

– Mój byt nie jest gorszy, nie mam takiego poczucia, nawet tego tak nie analizuję. Staram się zachować swoje życie w jak najlepszym stanie, robić każdego dnia coś więcej, nawet jeśli to drobne kroki. A życie w żalu? Byłoby niedobre. Chodzi przecież o pełnię egzystencji – tłumaczy.


Obszerny artykuł o życiu, twórczości i pasjach Krzysztofa Karpiuka, artysty i pasjonata kolarstwa, mieszkającego w Puławach, w nr. 24/2020 "Gościa Lubelskiego".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..