"Mamo, kiedy będziesz mnie ubierać na łożu śmierci, musisz powtarzać: Teraz Chiara Luce widzi Jezusa” - mówiła do swojej mamy Chiara Luce Badano, dziś błogosławiona. Umarła, mając 19 lat. Rodzice - Maria Teresa i Ruggero Badano - wspominali swoją córkę w Lublinie.
Chiara z entuzjazmem związała się z geninami, czyli wspólnotą dziewcząt należących do Focolari. Z nimi wyjechała na swoje pierwsze Mariapoli, wspólnotowe rekolekcje.
- Bałam się ją puścić. Miała dopiero 10 lat. Powiedziałam jej, że musi mądrze się zachowywać, bo teraz będzie sama, a ona odpowiedziała mi: "Mamo, nie jestem sama, jest tu Jezus" - opowiadała Maria Teresa. Wtedy też napisała swój pierwszy list do założycielki Ruchu Focolari Chiary Lubich. Korespondencja dziewczynki z Chiarą staje się regularna. Pisze jej o swoich przeżyciach, o odkryciu Jezusa opuszczonego. W jednym z listów napisała: "Odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem. Pragnę uczynić Go swoim jedynym oblubieńcem i przygotować się na Jego przyjście".
Chiara rośnie. Jest dziewczyną, która odkrywa świat, lubi muzykę rozrywkową i nie opuści okazji, by potańczyć. Lubi śpiewać. Nie potrafi usiedzieć na miejscu. W przyszłości chce zostać stewardessą. Uprawia sport. W 1985 roku rodzina przenosi się do Savony, by Chiara mogła na miejscu pójść najpierw do gimnazjum, a potem do liceum. Choć przykłada się z całych sił, nauka nie idzie jej dobrze. Nie znajduje zrozumienia u nauczycielki matematyki. Nauczyciele, u których pobiera korepetycje, są zdziwieni, bo jej wiedza wydaje się być naprawdę duża. Chiara nie przechodzi jednak do następnej klasy. Do swojej przyjaciółki pisze: "Było to dla mnie wielkim cierpieniem. Nie potrafiłam go oddać natychmiast Jezusowi. Potrzebowałam dużo czasu, by wrócić do siebie i jeszcze dziś chce mi się płakać. To jest Jezus opuszczony".
W wieku 17 lat Chiara zaczyna narzekać na ból ramienia.
– Początkowo to zignorowaliśmy, myśleliśmy, że może podczas gry w tenisa nadwyrężyła sobie rękę. Bóle były jednak coraz dotkliwsze. Któregoś ranka Chiara zawołała nas, byśmy pomogli wstać jej z łóżka, bo tak źle się czuła, że sama nie dałaby rady. Powiedziałam, żeby nie wstawała, ale ona się uparła, bo tego dnia miała jakiś sprawdzian z łaciny i koniecznie chciała iść do szkoły. Zawieźliśmy ją. Kiedy weszła do klasy, nauczyciel zapytał ją, czy dobrze się czuje, bo jest podwójnie biała, raz z imienia (Chiara znaczy jasna), dwa z wyglądu. Po lekcjach zawieźliśmy ją do szpitala - mówili rodzice. Wyniki badań okazały się bezlitosne. Sarkoidoza, czyli rak kości z przerzutami.
Chiarze nie powiedziano od razu, co jej dolega, ale wiedziała, że choroba jest poważna.
- Po pierwszej operacji mieliśmy odczekać 20 dni i pojechać do szpitala na pierwszą dawkę chemii. Akurat w tym czasie dotknęło mnie zapalenie żył i nie mogłam chodzić. Nie mogłam pojechać z moją córeczką do szpitala. Wiedziałam, że jeśli Chiara do tej pory nie domyśliła się, co jej jest, to teraz będzie miała pewność. Sam napis "szpital onkologiczny" wystarczy, by się domyśliła. Zostałam w domu, pojechał z nią tata. Modliłam się za nią bardzo. Widziałam przez okno, jak wraca, idąc wolno z opuszczoną głową. Gdy weszła do domu, powiedziała: "Mamo, nic nie mów, muszę być sama". Weszła do pokoju i przez 20 minut leżała na łóżku. Na jej twarzy było widać ogromną walkę. Po tym czasie powiedziała: "Mamo, teraz możesz mówić". Nie miałam już nic do powiedzenia. Widziałam, że oddała wszystko Jezusowi - mówiła Maria Teresa.
Choroba postępowała szybko. Chiara jednak starała się żyć normalnie. Utrzymywała kontakt z rówieśnikami, pomagała innym jak mogła, rozmawiając z nimi przez telefon czy pisząc do nich listy. Sama cierpiała, ale pocieszała innych chorych, których spotykała w szpitalu.
- Jej wszyscy przyjaciele i znajomi, którzy przychodzili, by też jakoś ją pocieszyć, mówili nam, wychodząc od Chiary, że to oni zostali pocieszeni, że jej nie można współczuć, bo bije od niej takie szczęście, że wszyscy jej zazdroszczą - opowiadali rodzice. Leczenie nie pomogło. Chiara wiedziała, że umiera. Przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem. Kazała mamie uszyć piękną białą suknię, w którą chciała być ubrana na pogrzeb. Swoją przyjaciółkę Chiccę prosiła, by przymierzyła tę suknię, bo ona sama sparaliżowana już nie mogła się w niej zobaczyć. Razem też wybierają piosenki na pogrzeb. To ma być wielkie święto. - "Mamo, gdy będziesz ubierała mnie do trumny, nie płacz, ja już będę widzieć Jezusa" - mówiła mi często. Prosiła, bym pilnowała Ruggero, by nie płakał w kościele, bo popsuje uroczystość, która ma być wielkim świętem, bo ona będzie już z Jezusem - opowiadała Maria Teresa. W tych ostatnich miesiącach życia otrzymała od Chiary Lubich nowe imię, co jest zwyczajem w Ruchu Focolari. Od tej pory miała nazywać się Chiara Luce (światło). Zmarła, mając 19 lat. Papież Benedykt XVI ogłosił ją błogosławioną w 2010 roku.