Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Daj Bogu jeszcze chwilę

Ksiądz Paweł Gołofit, wikariusz parafii NNMP w Chełmie, lider zespołu Good God, autor książki "W oczekiwaniu na przełom, czyli jak wreszcie ruszyć z miejsca", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Sumus, opowiada o sensie czekania i potędze cierpliwości.

Justyna Jarosińska: Pan Bóg wynagradza tych, którzy są Mu wierni i cierpliwie czekają?

Ks. Paweł Gołofit: Od dłuższego czasu interesował mnie temat oczekiwania człowieka na reakcję Pana Boga na prośby, modlitwy, błagania. Szukałem w Piśmie Świętym odpowiedzi, czy człowiek powinien czekać, czy też Pan Bóg ma działać natychmiastowo. Dotknęło mnie, że oczekiwanie wpisane jest w nasze życie. Cały Stary Testament jest oczekiwaniem na przyjście Mesjasza. Ta postawa oczekiwania była niesamowicie ważna. Zobaczyłem, że Pan Bóg tak właśnie chce działać, że ten czas ma swój konkretny sens. Bo to On stworzył czas. My mamy tendencję do oczekiwania natychmiastowych cudów, uwolnień, uzdrowień. Czasami tak się dzieje, ale często na owoce naszego trwania przy Panu Bogu trzeba poczekać. Jak mówił kiedyś ks. Piotr Pawlukiewicz: „Pan Bóg przychodzi z pomocą 15 minut za późno, a i tak zawsze zdąży”. A oczekiwanie nie musi być bezowocne, bo to może być czas, w którym Pan Bóg chce przygotować moje serce na wielkie rzeczy. On czasem zwleka ze swoją łaską, aż będę gotowy na jej przyjęcie. Dlatego postanowiłem pokazać także na konkretnych przykładach, że warto czekać.

Czym jest tytułowy „przełom”?

To tak naprawdę spotkanie z Panem Bogiem. Także w czekaniu. Nam się wydaje, że przełom to jakaś totalna zmiana życia. Od dziś wszystko, co było przed, oddzielam grubą kreską i nagle wszystko staje się nowe. To tak nie działa. Człowiek po spotkaniu z Bogiem nie otrzymuje nowej natury. Dostaje nowe serce, ale stare grzechy wracają, wracają słabości. Jeśli spotkałem Boga, to wiem, że codziennie muszę umacniać się w podjętych decyzjach, wyborach. Muszę cały czas nad sobą pracować. Jestem przecież tylko glinianym naczyniem.

A jak w końcu ruszyć z miejsca?

Przede wszystkim iść do spowiedzi. Zaczynam swoją książkę od dwóch, wydawałoby się, oklepanych tematów: spowiedzi i stanu łaski uświęcającej. To fundament duchowy. Od tego zaczyna się wiara. Pokazuję też, na przykładach ze Starego Testamentu, że jeśli Bóg coś obieca, to słowa dotrzyma, nawet jeśli zbliża się koniec i ciągle nic się nie dzieje. Izraelici cierpliwie okrążali wielokrotnie mury Jerycha, Naaman był posłuszny Bogu do końca, choć nie rozumiał, dlaczego Elizeusz każe mu się zanurzać w Jordanie aż siedem razy. Zaufał jednak Bogu i ten go uzdrowił. Nam się często wydaje, że prosimy, trwamy, modlimy się i nic. Czasami wystarczy dać Bogu jeszcze chwilę. Jak mówił św. Ignacy, „jeśli chcesz skrócić modlitwę o 5 minut, to o te 5 minut ją wydłuż, bo może właśnie w tych 5 minutach nastąpi przełom”. Ja często doświadczam tego, że Pan Bóg przychodzi w ostatniej chwili, z tak wielką siłą, jakiej się nawet nie spodziewam!

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy