Najnowsze obostrzenia - zamknięte restauracje i puby, zakaz spotkań powyżej 5 osób. W Lublinie jest pomysł na ratowanie branży gastronomicznej.
Po decyzji premiera o czasowym zamknięciu restauracji przedstawiciele branży gastronomicznej protestują pod urzędem wojewódzkim w Lublinie. Mają pretensje do rządu o jednakowe potraktowanie podmiotów, podczas gdy to duże imprezy – jak wesela i inne – stanowiły zagrożenie. Pod urzędem restauratorzy podkreślają, że decyzja ich zaskoczyła, że nikt z nimi tego nie konsultował. Już teraz podkreślają, że sama sprzedaż na wynos nie uratuje ich sytuacji. Domagają się również tarczy osłonowej dla swojej branży. Do protestujących wyszedł wojewoda L. Sprawka.
Być może szansą, choć niewielką, jest akcja RatuJEMYgastro. To lokalna inicjatywa społeczna, zainicjowana przez lubelską branżę gastronomiczną. Jej celem jest zachęcanie mieszkańców do korzystania z usług gastronomicznych poprzez dostawę do domu czy do biura – przy zachowaniu wszystkich obowiązujących w czasie pandemii względów bezpieczeństwa. Jak czytamy na stronie akcji – lubelskich gastronomów organizacyjnie wspiera Miasto Lublin poprzez Lokalną Organizację Turystyczną Metropolia Lublin.
– Chcemy, aby mieszkańcy zamawiali posiłki na wynos. Będzie szeroka akcja promująca, także w social media, chodzi bowiem o to, by ratować restauracje i branżę gastronomiczną w miejscu, gdzie pracujemy i gdzie żyjemy. Chcemy prosić mieszkańców o pomoc w naszym przetrwaniu. Zachęcamy do zamawiania u nas jedzenia. Mamy świeże produkty, bo współpracujemy z lokalnymi rolnikami. To jest wszystko powiązane, to łańcuch powiązań, dlatego prosimy o to, by zwrócić na to uwagę. Mimo że pozostajemy w domach, można wspomóc restauracje i mieć bezpieczne i dobre cenowo jedzenie. Dodajemy gratis dla naszych klientów w postaci świeżego pieczywa lub deserów – mówi Izabela Dechnik z restauracji Mandragora w Lublinie.
– Już w marcu byliśmy przygotowani do usługi zamawiania online. Mamy też sklep z pełną ofertą dań. To nie jest już makaron czy burger, ale wszystko. Mamy platformy kurierskie, które dowożą nasze jedzenie. Wiele restauracji ma swoje dowozy. My mamy taką politykę, że nie chcemy zwalniać pracowników – dlatego oni sami też dowożą – mówi właścicielka Mandragory.
Wiedzieliśmy, że druga fala nadejdzie, ale nie spodziewaliśmy się takiej skali. Ostatnie przekazy medialne sugerowały, że to restauracje są winne ognisk zakażeń. A przecież sanepid może potwierdzić, że w wakacje nie było zakażeń. Restauratorzy są mocno kontrolowani, kupują najwięcej środków dezynfekcji zaraz po szpitalach. My wiemy, że bez klientów nasz biznes nie będzie działał, więc pilnujemy wszystkich detali – precyzuje I. Dechnik.