"Okropnie mnie ucieszyła wiadomość, że ostateczne katedra lubelska przypadła Panu, czyli naprawdę najgodniejszemu. A zdawało mi się już nieraz, że sprawa jest beznadziejna".
Oddany bez zastrzeżeń nauce dla nauki
Jego kandydatura na stanowisko profesora w Lublinie została poddana procedurze wszczętej przez lubelską wszechnicę. Otóż przed obsadzeniem katedry na uniwersytecie, zgodnie z obowiązującą ustawą o szkołach akademickich z 1933 r., rada wydziału winna była przeprowadzić ankietę, czyli zwrócić się do profesorów wykładających dany przedmiot we wszystkich szkołach akademickich z - jak czytamy w ustawie - „żądaniem nadesłania opinii, jakich kandydatów należy uznać za najodpowiedniejszych”. Tak też się stało. Została powołana specjalna komisja „dla obsadzenia katedry historii literatury polskiej”, zaś dziekan rozesłał ankietę do kilkunastu profesorów, koryfeuszy ówczesnej polonistyki. Odpowiedziało czternastu, przy czym dziewięciu z nich jako „najodpowiedniejszego” wskazało Józefa Birkenmajera. Jeden z opiniodawców, profesor Stanisław Pigoń z Uniwersytetu Jagielińskiego, w podsumowaniu swojej ankiety napisał, że „jest pracownikiem naukowym, można powiedzieć fanatycznym, oddanym bez zastrzeżeń nauce dla nauki, praca badawcza stanowi główną pasję jego życia. Jako taki, ma wszelkie dane, że i studentom swoim będzie mógł udzielić tego zapału, pociągając ich do takiejże wyłączności zamiłowań”. Z kolei profesor Julian Krzyżanowski z Uniwersytetu Warszawskiego (w latach dwudziestych ubiegłego wieku także pracował na KUL-u) stwierdził, że „ jest on człowiekiem pracowitym i rzutkim”, zaś prof. Tadeusz Grabowski z Uniwersytetu Poznańskiego prócz dorobku wskazywał jego „katolickie stanowisko”.
I tak po zakończeniu procedury uniwersyteckiej, rektor, zgodnie z wymogami ustawy, przedstawił kandydaturę ministrowi Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (był nim podówczas prof. Wojciech Świętosławski; pełnił tę funkcję w rządzie Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego i w rządzie Felicjana Sławoja Składkowskiego), który pismem z dnia 12 sierpnia 1939 r. zatwierdził „docenta Józefa Birkenmajera […] w charakterze profesora nadzwyczajnego historii literatury polskiej na Wydziale Nauk Humanistycznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie”.
Chciał zamieszkać z rodziną w Lublinie
Po uzyskaniu nominacji profesor Birkenmajer postanowił osiąść wraz z rodziną w Lublinie. „Ponieważ mam liczną rodzinę (żona i sześcioro dzieci) i własne domicilium w Warszawie, więc interesuje mnie kwestia przeprowadzki”, napisał do rektora KUL w cytowanym już liście. Myślał zapobiegliwie o nowym miejscu zamieszkania. „Pragnąłbym dla nas wszystkich znaleźć [mieszkanie – A.D. ] blisko uniwersytetu, dostatecznie duże (jakie 4-5 pokojów) a zdrowo położone (ze wzgl.[du] na dzieci)”, czytamy. Z troską podchodził do edukacji swoich latorośli. „Dwoje moich dzieci chodzi już do gimnazjum, a troje do szkoły powszechnej. Muszę to wszystko tak umieścić, by i nauka i kieszeń na tym najlepiej wyszły”, Poinformował także o szczegółach swojego powrotu do Polski. „Uprzejmie donoszę, ze wracam do Polski na „Piłsudskim” [polski statek pasażerski, transatlantyk, podobnie jak „Batory”, był wizytówką międzywojennej polskiej żeglugi morskiej- A.D.], który wyjeżdża z NYorku [Nowego Jorku – A.D.] 20 czerwca, tak iż około lipca będę w Warszawie”. Dokładnie zaplanował też swoje wykłady i inne zajęcia, powiadamiając rektora, że będą następujące: „Literatura polsko-łacińska wieków śred.[nich] – 2 godz., Kochanowski – 2 godz., Wersyfikacja – 1 godz., Seminarium – 2 godz. […] Prelekcja wstępna miałaby temat: „Wielkość literatury średniowiecza”. Słowem, był gotowy do objęcia katedry w nowym miejscu pracy.
Na zakończenie chciałbym wrócić do cytowanego na początku listu Zofii Kossak, która zastanawiała się życzliwe: „Ciekawe, jak wam się będzie żyło w Lublinie?” Niestety, ani powieściopisarka, ani nikt inny, nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie. Józef Birkenmajer nie zdążył podjąć wykładów w Lublinie. Kiedy wybuchła II wojna światowa i wojska niemieckie przekroczyły granice Polski, przywdział mundur i poszedł bronić Warszawy. Poległ 26 września na szańcach Cytadeli mając zaledwie 42 lata. Jego nazwisko zostało wyryte na tablicy zamieszczonej na ścianie kościoła akademickiego upamiętniającej profesorów naszej Alma Mater, poległych w okresie II wojny światowej. W Archiwum Uniwersyteckim KUL zachował się komplet dokumentów wymaganych przy zatrudnieniu.