Dziecko warszawskiej Pragi, ze świetnym wykształceniem, poliglota, obyty w świecie, odznaczał się wyrazistym i silnym charakterem. Znany był z żywego temperamentu, ciętego języka, przypisywano mu autorstwo wielu anegdot, powiedzeń i bon motów. Miał opinię człowieka hardego i przeświadczonego o własnej wartości.
„Niedużego wzrostu, brunet nie tyle z orlim, ile nieco krogulczym nosem, o przenikliwym spojrzeniu czarnych oczu spod wysoko zarysowanych łukowatych brwi, głos miał mocny i wysoki […], i nie żałował ani tego głosu, ani swojego nie lada jakiego intelektualno-emocjonalnego temperamentu, dając mu chętnie ujście w dowcipnych i złośliwych, czasem wręcz niewybrednych połajankach, którymi hojnie, choć nie w równych dawkach, częstował wszystkich”. Tak Juliusz Domański, profesor historii filozofii i filologii klasycznej, wspominając początki swojej pracy, scharakteryzował (Miedzy filozofią i filologią. Wspomnienia, Warszawa 2012) osobę ks. profesora Eugeniusza Dąbrowskiego.
Niezwykła osobowość
Przeszedł on do historii nauki jako wybitny uczony, wytrawny znawca Biblii. Pozostawił po sobie wiele monografii; przede wszystkim był autorem pierwszego przekładu Nowego Testamentu z Wulgaty na język polski, co przyniosło mu ogromną renomę. Jako autor tego tłumaczenia odniósł spektakularny sukces. Nowy Testament w jego tłumaczeniu w okresie po II wojnie światowej rozchodził się błyskawicznie w wielu nakładach liczących setki tysięcy egzemplarzy. To dlatego, jak przekazywał w swoich wspomnieniach cytowany już J. Domański „mówiono złośliwie: inni żyją według Ewangelii, ksiądz Dąbrowski - z Ewangelii”. Inną wersję tej anegdoty przytoczył Janusz Dunin-Horkawicz, literaturoznawca i profesor filologii polskiej. Według jego relacji „Złośliwi powiadali, że Kardynał Wyszyński kiedy ks. Dąbrowski przyniósł mu swoje tłumaczenie poradził, aby miast żyć z Biblii zaczął wprowadzać ją w życie”. (Przystanek na wyspie wolność, Lublin 1993). Dziecko warszawskiej Pragi, zdobył świetne wykształcenie, poliglota, obyty w świecie, odznaczał się wyrazistym i silnym charakterem. Znany był z żywego temperamentu, ciętego języka, przypisywano mu autorstwo wielu anegdot, powiedzeń i bon motów. Miał opinię człowieka hardego i przeświadczonego o własnej wartości, o czym napomykał także prymas Stefan Wyszyński, który w swoich Pro memoria notując o odbytej rozmowie z pewnym duchownym dodał: „Jego curriculum vitae jest obrazem typowej warszawskiej megalomani, w stylu ks. Eugeniusza Dąbrowskiego” (28 sierpnia 1952).
Kopia poświadczona urzędowo
Ks. Dąbrowski chlubił się także tym, że jako pierwszy Polak zdobył w Rzymie tytuł doktora nauk biblijnych. A ponieważ na krótko podjął pracę w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, był także pierwszym wykładowcą, który z takim cenzusem naukowym pojawił się w murach Wszechnicy. Z tej racji w Archiwum Uniwersyteckim została zdeponowana kopia jego dyplomu doktorskiego wydanego 14 kwietnia 1939 r. przez Instytut Nauk Biblijnych. Ów duplikat zasługuje na uwagę nie tylko z racji na treść. Otóż dokument, jak już wskazuje sam termin „kopia”, nie jest oryginałem. Co charakterystyczne, nie jest też odpisem wystawionym, jak to zazwyczaj bywa w praktyce, przez kancelarię uczelni, w tym wypadku rzymskiej. Nie jest także odpisem poświadczonym przez notariusza. Kopia została fachowo wykonana na zwykłym grubym papierze, prawdopodobnie w skali „jeden do jednego”; kopista niczym średniowieczny skryba odręcznie przepisał tekst łaciński. Oczywiście, tak sprokurowany dokument nie zawiera godła i znaków uczelni. Kopia została poświadczona urzędowo; w dołu po lewej stronie karty została umieszczona odręczna adnotacja w języku łacińskim stwierdzająca, że jest ona zgodna z oryginałem (Concordat cum originali). Adnotacji, opatrując ją urzędową pieczęcią odciśniętą czerwonym tuszem, dokonał kanclerz Kurii Metropolitarnej w Warszawie; urzędnik kościelny nie zamieścił żadnych uwag odnośnie do znaków wodnych czy opisu pieczęci dokumentu oryginalnego. Tyle o spoczywającym w archiwum uniwersyteckim kopi dyplomu. Teraz zajmijmy się jego treścią.
Pod protektoratem chwalebnie panującego Ojca Świętego Piusa XII
Przepisany łaciński tekst rozpoczyna się uświęconymi tradycją uniwersytecką i przyjętymi przez Instytut dostojnymi słowami: Pontificium Institutum de Urbe Nomine et summis auspicis Sanctissimi Domini Nostri Pii Papae XII gloriose regnantis („Papieski Instytut w Rzymie w imieniu i pod najwyższym protektoratem chwalebnie panującego Ojca Świętego Piusa XII”). Taki był początek tekstu dyplomu wystawionego przez złożony na początku XX wieku Instytut, od początku do dziś prowadzonego przez zakon jezuitów jako centrum zawansowanych i wszechstronnych badań nad Pismem Świętym (uczelnia podlega bezpośrednio Stolicy Apostolskiej, stąd w jej nazwie przymiotnik „papieski”). Jak czytamy dalej, Instytut nadał ks. Eugeniusz Dąbrowskiemu tytuł doktora nauk biblijnych (in re Biblica), po przedstawieniu pracy zatytułowanej pt. „La Transfiguration de Jésus” (O przemienieniu Jezusa). Dyplom podpisał ówczesny rektor instytutu, jezuita, ojciec Augustin Bea (późniejszy kardynał) i wielki kanclerz Giuseppe Pizzardo. Nie wiemy kto dokonał kopi dyplomu; być może sporządziła ją osoba trzecia biegła w kaligrafii i języku łacińskim. Być może dokonał tego sam ks. Dąbrowski, człowiek niezwykle uzdolniony a przy tym bardzo oryginalny. Bez trudu zaś można wskazać, dlaczego kopia znalazła się w archiwum uniwersyteckim - stanowiła jeden z dokumentów potrzebnych przy zatrudnienia na KUL.
Pisały o tym gazety
Dyplom wydany kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej wieńczył starania ks. Dąbrowskiego o zdobycie rzymskiego, drugiego już doktoratu (wcześniej uzyskał doktorat i habilitację na Uniwersytecie Warszawskim). Sama prezentacja i obrona doktoratu biblijnego odbyła się 4 grudnia 1937 r., zatem półtora roku przed formalnym uzyskaniem dyplomu. Było to duże wydarzenie naukowe, o którym donosiły nie tylko branżowe czasopisma. Informację na ten temat zamieściła także znana i poczytna „Gazeta Lwowska”. W numerze datowanym na dzień 5 grudnia 1937 r. ten znany i poczytny dziennik, powołując się na doniesienia korespondenta Polskiej Agencji Telegraficznej (powstała w 1918 r. wraz z odzyskaniem niepodległości przez Polskę) w Rzymie, zamieścił krótką informację zatytułowaną: „Pierwszy Polak doktorem nauk biblijnych”. Jej treścią była relacja z posiedzenia naukowego zorganizowanego w Papieskim Instytucie Biblijnym, podczas którego ks. Dąbrowski brawurowo obronił swój doktorat. Obrona odbyła się w języku łacińskim. Już samo zamieszczenie owego newsa przez znaną lwowską gazetę zwracało uwagę, w Polsce i na świecie wówczas wiele się działo. Nadto cytowany numer ukazał się w pierwszą niedzielę grudnia, zatem w okresie, który nie należał do sezonu ogórkowego. Redakcja uznała zatem, że kaliber wydarzenie zasługuje na odnotowanie.
Wrócimy jeszcze raz do notatki lwowskiej popołudniówki. Jak się dowiadujemy spotkanie naukowe miało miejsce w auli głównej Instytutu. Nie bez znaczenia, o czym nie omieszkał napisać korespondent z Rzymu, była osoba przewodniczącego posiedzenia. Był nim ówczesny sekretarz stanu kardynał Eugenio Pacelli, który zaledwie kilkanaście miesięcy później, 2 marca 1939 roku został wybrany na Stolice Piotrową i kierował Kościołem katolickim jako Pius XII. W drugim miesiącu jego pontyfikatu, w jego imieniu został wydany dyplom doktorski, którego kopię, wraz z innymi dokumentami ks. Dąbrowski dostarczył na KUL podejmując pracę.
Zatrudnieniu na KUL sprzyjał ówczesny rektor
Inicjatywa zatrudnienia ks. Dąbrowskiego w 1954 r. wyszła ze strony lubelskiej Wszechnicy, ścisłej propozycje tę przedstawił ówczesny dziekan Wydziału Teologicznego ks. prof. Józef Radomski. Dodać należy, że obaj znali się od lat z pracy na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie byli docentami na Wydziale Teologii Katolickiej. Zatrudnieniu sprzyjał ówczesny rektor KUL, ks. Józef Iwanicki. Otóż ks. Dąbrowski podówczas cieszył się wysoką pozycją naukową, miał też za sobą kilka zamkniętych etapów życia. Przestał wykładać w Seminarium Duchownym w Warszawie ponieważ z funkcji został zwolniony w 1944 r. Przyczyną miały być zarzuty natury doktrynalnej; obwiniano go, że w jednej ze swoich wczesnych prac (Chrystus, Warszawa 1932) wyraził pogląd, że Jezus nie znał języka greckiego. Do sprawy ks. Dąbrowski wracał w wielu wypowiedziach. Wspomniał o tym też Jan Dobraczyński, który opisując spotkanie z księdzem profesorem w Paryżu zanotował: „Przyniosłem mu świeżo zakupioną przez siebie książkę Daniel-Ropsa Vie de Jésus. Wydana była z imprimatur watykańskim. W książce znalazło się zdanie: „Jezus prawdopodobnie nie umiał po grecku”. Dąbrowski wyrwał mi książkę. Pojechał z nią do Rzymu” (Tylko w jednym życiu. Wspomnienia, Warszawa 1977). Biblista przestał także pracować na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego, który w 1954 r. został zamknięty przez ówczesne władze. Zakończył także trwającą kilka lat intensywną działalność polityczną we współpracy ze środowiskiem stowarzyszenia Pax-u stworzonym przez Bolesława Piaseckiego i działając w Komitecie Intelektualistów i Działaczy Katolickich, fasadowym zrzeszeniu duchownych i katolików świeckich nastawiony na współpracę z władzami komunistycznymi.
Jego związek z Uniwersytetem nie trwał długo
Biblista podjął pracę w Lublinie na swoich warunkach; umowa miała nietypowy charakter. Do Lublina przyjeżdżał nieregularnie, raz na kilka dni, odrabiał swoje pensum i wracał na Kamionek (pełnił tam funkcję proboszcza) w Warszawie. „Ze względu na zajęcia moje duszpasterskie i wydawnicze nie mogę oczywiście prowadzić wykładów systematyczne”, napisał do Dziekana Wydziału Teologicznego. Jego wykłady cieszyły się ogromną popularności. Był dobrym mówcą; powierzono mu wygłoszenie prestiżowego wykładu z okazji inauguracji roku akademickiego. Nowozatrudniony profesor, co nie było standardowe, całkowicie zrezygnował z gaży uniwersyteckiej. „Ze względu na brak systematyczności w wykładach, nie mógłbym pobierać pensji przewidzianej przez Statut Wydziału”, konstatował. Rezygnując z poborów otrzymał jedynie zapewnienie transportu samochodem osobowym z Warszawy na Uniwersytet i z powrotem. Taką formę zatrudnienia zaaprobował ówczesny rektor, ks. Józef Iwanicki, z którym warszawski biblista miał dobre relacje. Świadczy o tym m.in. zachowany, odręcznie napisany przez ks. Dąbrowskiego lakoniczny list, w którym czytamy: „Magnificencjo, Wielce Szanowny Księże Rektorze, Najuprzejmiej dziękuję za zaproszenie mnie na obiad w dniu jutrzejszym. Przybędę na godz.
Kooperacja ks. Dąbrowskiego z Uniwersytetem nie trwała długo, zakończyła się nieoczekiwanie po czterech latach. Jego umowa o pracę nie została przedłużona; sławny biblista zakończył wykłady. Jego związek z Uniwersytetem na szczęście nie okazał się jedynie epizodem, przyniósł wiele efektów. Jaki był zatem bilans? Można go ujmować z różnych punktów widzenia. Po stronie pasywów należy zapisać niewykorzystaną szansę dalszej współpracy wybitnego, choć niełatwego w kontaktach uczonego z Uniwersytetem. Po stronie aktywów należy zauważyć wiele pożytków; jednym z nich było wypromowanie przez niego dwu doktorów, co bez wątpienia dało nowy impuls do rozwoju lubelskiej biblistyki. Zaś jednym ze śladów obecności w lubelskiej Wszechnicy pierwszego (i do dziś jednego z nielicznych) w jej historii doktora nauk biblijnych jest ręcznie wykona kopia jego rzymskiego dyplomu doktorskiego.