Uważał, że najlepszą pokutą jest cierpliwe znoszenie utrapień i przyjmowanie nawet przykrych obowiązków i osób. Miał też niezwykłe poczucie humoru. Praca i modlitwa wypełniały jego życie, które poświęcił Panu Bogu.
Brat Kalikst został kapucyńskim stolarzem. O swojej pracy opowiedział po latach: "Kiedyś wszystko wykonywało się ręcznie - strugało, pasowało deski, kleiło. Nieraz cały dzień się heblowało ręcznie, a potem zasypiało tak twardym snem, że nawet upadek z łóżka nie był w stanie człowieka zbudzić". Z tego okresu pochodzi niezwykłe przeżycie, które ogromnie umocniło br. Kaliksta w powołaniu. W latach 60. XX w., jeszcze za życia o. Pio z Pietrelciny, br. Kłoczko po całym dniu pracy w stolarni wstał o północy na godzinę czytań, jak było w zwyczaju zakonników. Był jednak strasznie zmęczony i słaniał się na nogach. Było mu ciężko na duszy. Wtedy westchnął o pomoc do o. Pio. Nagle odczuł bardzo intensywny zapach fiołków i zrobiło mu się wstyd, że zawraca głowę współbratu z dalekiego kraju. Przeprosił go za zajmowanie czasu i zapach zniknął. Kalikst zaś poczuł się silniejszy i do końca życia zapamiętał to zjawisko. Czuł się tak umocniony, że bez narzekania pełnił swoje obowiązki, które nieraz zdawały się przekraczać jego możliwości.
Jeden ze współbraci - o. Franciszek Gaca - jako nowicjusz w klasztorze spotkał br. Kaliksta. - Lubiłem zaglądać do niego do stolarni. Kiedyś przed Wielkim Tygodniem poproszono go, by zrobił tabernakulum na Wielki Czwartek, gdzie będzie przeniesiony Pan Jezus. Przyglądałem się, jak robi to z wielkim pietyzmem. Jako młody nowicjusz zrobiłem głupią uwagę i zapytałem, czemu robi to z taką pieczołowitością, skoro tabernakulum będzie wykorzystywane tylko 2 lub 3 dni. On mi odpowiedział: "Bracie, a czy ty wiesz, Kto tu będzie mieszkał?". Zrobiło mi się głupio - wspominał o. Franciszek.
W 1966 r. brat Kalikst trafił do Lublina, do klasztoru na Krakowskim Przedmieściu. Tam swoimi stolarskimi zdolnościami przyczynił się do renowacji ołtarza, który w czasie powstania styczniowego pomalowano na czarno na znak żałoby. Kolejnym miejscem pobytu brata był Lubartów, ale jego zdolności stolarskie sprawiły, że był rozchwytywany przez gwardianów z innych kapucyńskich klasztorów.
Jako dojrzały zakonnik br. Kalikst został w 1981 r. przeniesiony do klasztoru na Poczekajce w Lublinie, gdzie budowano kościół. Od czasów przedwojennych bracia mieli w tym miejscu gospodarstwo, ale rozrastające się nowe dzielnice miasta sprawiły, że powstała tutaj parafia. Kalikst zamieszkał wraz z innymi braćmi w barakach, które zostały zaadaptowane na mieszkania. Zorganizował też sobie stolarnię, w której pracował przy budowie powstającego kościoła i klasztoru. To właśnie stolarnia stała się miejscem, gdzie do Kaliksta przychodziło wielu ludzi, by porozmawiać, poradzić się, prosić o modlitwę i często pracować z nim, pomagając w prostych rzeczach. Jedną z osób odwiedzających brata była Wanda Dück. - Byłam młodą malarką studiującą w Rosji, ale coś ciągnęło mnie do brata Kaliksta. W stolarni pachniało pociętym drewnem i ten zapach osiadał na ubraniach roboczych i habicie brata. Zapamiętałam pierwszy uścisk szorstkiej, ciepłej dłoni. To on krok za krokiem przyprowadził mnie do Boga - wspomina.