Młody chłopak spod Rzeszowa studiował na KUL teologię. Miał 25 lat, kiedy zmarł na raka. Sens życia widział tylko w Chrystusie i Maryi. Dziś mija 30. rocznica jego śmierci.
W tym roku Jacek Krawczyk skończyłby 55 lat. Wiele lat temu przyjechał do Lublina, by studiować teologię. Historię jego krótkiego, ale wyjątkowego życia opisał w książce "Człowiek na maksa" kapucyn o. prof. Andrzej Derdziuk.
- Przyjechał do Lublina już jako uformowany człowiek modlitwy - mówi o. Derdziuk - Często bywał w kościele akademickim, należał do wspólnoty działającej przy kościele. Jednak był też człowiekiem uwielbiającym taniec i zabawę, miał swoje zdanie, był oryginalny. W każdej wolnej chwili myślał o innych. Interesował się potrzebującymi, zorganizował grupę studentów, którzy odwiedzali pacjentów w dziecięcym szpitalu, opiekował się biednymi.
W liście do rodziców wysłanym z Lublina Jacek napisał kiedyś, że jego celem jest być "człowiekiem dającym z siebie maksimum”. Zaraz po tym dodał: „Nie jestem nieszkodliwym wariatem, ale człowiekiem, który trzeźwo patrzy w przyszłość”. W innym pisał "Módlcie się za mnie, by Bóg dał mi siłę do działania, bym był jak świeca, która, choć sama się spala, to jednak oświeca, ogrzewa i zapala inne nieużywane lub wygasłe świece”.
Jacek od maleńkości związany był z Maryją. - Jako dziecko w miesiącach: maj, czerwiec i październik razem z rodzicami brał udział w nabożeństwach ku czci Pana Jezusa i Matki Bożej, ucząc się litanii i Różańca - mówi o. Derdziuk. - Kiedy, ze względu na brak czasu rodzice nie mogli iść z nim na nabożeństwa, do kościoła prowadziła go babcia.
Gdy poszedł do liceum, jego droga do szkoły wiodła z dworca kolejowego, obok kościoła bernardynów, gdzie znajduje się cudowna figura Matki Bożej Rzeszowskiej. - Jacek, przyjeżdżając wcześniej pociągiem do miasta, udawał się na modlitwę do tego kościoła i zostawał tam na porannej Mszy Świętej - opowiada kapucyn.
O swoim zmierzaniu do świętości w czerwcu 1982 roku napisał: „W drogę do świętości. Z Panem, w Panu i dla Pana. Kochając Boga, Matkę i bliźniego”. W innym wypracowaniu na katechezie w klasie licealnej napisał, że „Sens życia jest w Chrystusie i Maryi”.
Jak opowiada o. Andrzej Derdziuk, Krawczyk, wzywając orędownictwa różnych patronów, ułożył tygodniowy harmonogram modlitw. - W ten sposób każdy dzień tygodnia był poświęcony innej tajemnicy wiary lub osobie.
Chciał być księdzem, ale później odkrył swoje powołanie do małżeństwa. Zakochał się w Ewie. Ślub zaplanowali na 18 sierpnia 1990 r. w Katowicach. Jacek był już wtedy chory. Nie mógł dotrzeć do Katowic. Narzeczona przyjechała więc do niego do szpitala. 1 września w szpitalnej kaplicy udzielili sobie sakramentu małżeństwa.
Matka Boża była dla niego wzorem miłości aż do końca. Podczas choroby nie rozstawał się różańcem, który był przy jego łóżku i chętnie odmawiał tę modlitwę, szukając pociechy i umocnienia w Niepokalanym Sercu Maryi. W rozważaniu stacji Drogi Krzyżowej Jacek napisał: „Miłość. Ona jedna nie poddaje się zwątpieniu i Maryja pokazała, jak wielka jest jej potęga”.
Po śmierci Jacka została powołana do życia fundacja jego imienia. Oficjalnie została zarejestrowana w sierpniu 1993 r.
11 września 2018 r. biskup rzeszowski Jan Wątroba ogłosił zamiar rozpoczęcia procesu informacyjnego o sławie świętości i kulcie Jacka Krawczyka.
Historię życia tego wyjątkowego młodego człowieka opisał o. A. Derdziuk w książce pod tytułem "Człowiek na maksa". - Chciałem pokazać, że świętość nie jest tylko niedostępnym ideałem, którego nie da się osiągnąć - mówi kapucyn. - Przejawy świętości życia Jacka Krawczyka są czymś realnym i czytelnym, stąd też oddziałują na następne pokolenia. Jacek, pielęgnując swoje życie duchowe, osiągnął wysoki poziom cnót moralnych, które ujawniły się w jego dojrzałej osobowości i zostały zapamiętane w postaci czynów dobroci świadczonej bliźnim i męstwa okazywanego w obliczu dramatu choroby i umierania.