Kiedy rozpoczynała się wojna polsko - bolszewicka, lubelska Wszechnica wchodziła w drugi rok swojego funkcjonowania. Jej dewizą, przyjętą przez ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela i pierwszego rektora, było zawołanie „W służbie Bogu i Ojczyźnie (Deo et Patriae). Zapiski dotyczące tych wydarzeń świadczą, że już na początku historii Uniwersytetu, dewiza ta stała się wyznacznikiem i sprawdzianem także dla społeczności akademickiej, która w obliczu zagrożenia dla Ojczyzny musiała podejmować ważne decyzje.
Sierpień to miesiąc, w którym obchodzimy rocznicę Bitwy Warszawskiej przez wielu nazywanej „Cudem nad Wisłą”. Uważana za jedną z kilku przełomowych batalii w historii świata, stanowiła punkt zwrotny wojny polsko-bolszewickiej. Najazd w 1919 r. wojsk sowieckiej Rosji, która pożarem komunistycznej rewolucji chciała objąć całą Europę, był ogromnym zagrożeniem dla Polski. Niedługo po odzyskaniu niepodległości musiała stawić czoło nowemu, nadchodzącemu ze wschodu śmiertelnemu niebezpieczeństwu. W obliczu trudnej sytuacji powołano Radę Obrony Państwa, nadzwyczajny i tymczasowy organ parlamentarno-rządowy na czele której stanął marszałek Józef Piłsudski, stworzono nowy Rząd Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele, grupujący wszystkie stronnictwa parlamentarne. Rozpoczęto też na szeroką skalę mobilizację społeczeństwa, w którą zaangażowały się wszystkie, poza komunistami, siły i ugrupowania polityczne.
Wezwano wszystkich zdolnych do noszenia broni
Rada Obrony Państwa wystosowała rozpoczynający się od słów: „Obywatele Rzeczypospolitej! Ojczyzna w potrzebie!”, wzywając wszystkich zdolnych do noszenia broni, aby dobrowolnie zaciągali się w „szeregi a, stwierdzając, iż za Ojczyznę każdy w Polsce z własnej woli gotów złożyć krew i życie”. Na ulicach miast zaczęły masowo pojawiać się plakaty zachęcające do takiej decyzji; podkreślano, że obrona Rzeczypospolitej, która znalazła się w niebezpieczeństwie jest obowiązkiem i zadaniem wszystkich Polaków niezależnie od pochodzenia i warstwy społecznej, poglądów politycznych czy wykonywanej profesji. Dodatkowo uchwalono reformę rolną, która - jak to ujął Adam Leszczyński - była „najważniejszą kartą przetargową Rzeczypospolitej ze wsią” (Ludowa historia Polski, Warszawa 2020). Miało to zapewnić poparcie warstwy chłopskiej dla państwa. Na apel Rady Obrony Państwa odpowiedziały tysiące ochotników, w tym także studenci polskich uczelni. Atmosfera pobudzenia do działania na rzecz obrony państwa udzieliła się także społeczności akademickiej Uniwersytetu Lubelskiego (tak wówczas oficjalnie nazywał się KUL), który wtedy, jako równolatek II Rzeczypospolitej, rozpoczynał swoje funkcjonowanie.
Patriotyczne zaangażowanie studentów
Ducha i klimat tamtych dni dobrze oddają wspomnienia Jadźki Orłowskiej (Jadwigi Machowej), które w ubiegłym roku ukazały się drukiem (Dzienniki 1918-1952, oprac. J. i W. Machowie, Lublin 2020). Warto wspomnieć, że ich autorka (rocznik 1898) przez całe dorosłe życie była związana z Lublinem, chociaż na świat przyszła w rosyjskiej Ufie (obecnie stolica Baszkortostanu) jako córka nauczyciela gimnazjum, który wyjechał do pracy w Rosji. Na początku ubiegłego stulecia rodzina powróciła do miasta nad Bystrzycą, gdzie młoda Jadwiga ukończyła żeńską Szkołę Handlową i następnie, w 1919 r. podjęła studia prawnicze na nowo powstałym Uniwersytecie. Dzienniki rozpoczynają się w pierwszej połowie maja 1918 r. i zawierają cenne opisy werwy i patriotycznego zaangażowania polskiej młodzieży u progu niepodległości. W swoich zapiskach dużo miejsca poświeciła wydarzeniom związanym z wojną polsko-bolszewicką, w tym okolicznościom wymarszu studentów lubelskiej Wszechnicy na front, co miało miejsce w lipcu 1920 r.
Dążyli do światowego pożaru
W drugiej połowie 1920 r. wojna w wojskami sowieckimi, mimo wcześniejszych sukcesów Wojska Polskiego (kampania kijowska i walki nad Berezyną) zaczęła przybierać katastrofalny obrót dla Rzeczypospolitej. Bieg wydarzeń znacząco przyspieszył na początku lipca, kiedy ruszyła wielka ofensywa Michaiła Tuchaczewskiego, autora słynnego rozkazu zawierającego złowróżbne zdania: „Czerwoni żołnierze! […] Wojska Czerwonego Sztandaru i wojska gnijącego białego orła stają w obliczu śmiertelnego starcia. […] Poprzez trupa białej Polski prowadzi droga do światowego pożaru”. M. Tuchaczewski dowodząc Frontem Zachodnim dysponował ogromnymi siłami, pod naciskiem których jeden po drugim padały kolejne punkty oporu, a wojsko polskie cofało się w panice na całej linii. Gdy na początku sierpnia upadł Brześć i bolszewicy przekroczyli Bug, ostatnią naturalną przeszkodę na drodze do Warszawy, widmo klęski stało się bliskie i realne. „Zaczął się zawrotny wir wypadków. […] Front nasz zaczął się uginać i łamać”, zapisała Maria Dąbrowska w swoich Dziennikach (t. I, Warszawa 1988) wspomnieniach pod datą 14 lipca. W tym samym czasie Konna Armia dowodzona przez Semena Budionnego, po zajęciu Lwowa, także parła w kierunku Warszawy docierając aż do przemieści Zamościa. Z oddalonego od niego o kilkadziesiąt kilometrów Lublina ewakuowano urzędy państwowe i biura wojskowe. Pod datą 9 sierpnia J. Orłowska umieściła dramatyczne pytanie: „O Boże, czy Lublin będzie wzięty?”.
Pierwszy rektor żegna studentów
Krytyczna sytuacja na froncie wymagała po stronie polskiej nadzwyczajnego wysiłku i nowych ochotników. Ich szeregi zasilili studenci trzech pierwszych roczników lubelskiej Wszechnicy. Pod datą 13 lipca 1920 r. J. Orłowska zanotowała: „Dziś ostatni raz zebraliśmy się wszyscy na uniwerku, żeby pożegnać już w sobotę wyjeżdżających [na front – A.D.] naszych kolegów”. W tym spotkaniu uczestniczył założyciel i pierwszy rektor uczelni ks. Idzi Radziszewski, który - jak zanotowała autorka dzienników - „pożegnał ich życząc im aby […] wszyscy wracając mieli buławy marszałkowskie w tornistrach, aby wrócili generałami. Niekoniecznie generałami ze szlifami […] lecz generałami duchowo, generałami zwycięzcami”.
O zaciągu studentów pisały także lubelskie gazety. „Młodzież akademicka i szkół średnich ruszyła do wojska” donosił 17 lipca 1920 r. dziennik „Ziemia Lubelska” w artykule zamieszczonym w kolumnie „Z życia Lublina”. Autor w wydaniu popołudniowym (w tym czasie dziennik ukazywał się dwa razy dziennie, jako wydanie poranne i popołudniowe) w sposób wręcz patetyczny relacjonował przebieg porannej „uroczystość wyjazdu pierwszej partii młodzieży […] do obozów ćwiczebnych, by później pójść bronić Ojczyzny przed nawałą wroga”. Uroczystość odbyła się w uniwersytecie, który wówczas (w latach 1918-22) swoją siedzibę miał w gmachu lubelskiego seminarium duchownego. Wydarzenie obejmowało dwie części. Najpierw, jak czytamy w przywoływanym dzienniku, odbyła się Msza św. z udziałem wojewody lubelskiego, senatu akademickiego, rodzin i przyjaciół młodych ochotników. Celebrze przewodniczył rektor lubelskiej Wszechnicy ks. Idzi Radziszewski, zaś „naukę pożegnalną […] wygłosił złotousty kaznodzieja profesor uniwersytetu ks. Falkowski”.
O uroczystości pożegnania studentów ochotników udających się na front, pisała także Jadźka Orłowska. Ona również przywoływała kazanie ks. Czesława Falkowskiego, profesora lubelskiej Uczelni (był profesorem Akademii Duchownej w Petersburgu, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, gdzie sprawował urząd rektora; po II wojnie światowej został mianowany biskupem łomżyńskim). Autorka dzienników zapamiętała, że skierował on do ochotników słowa „Idźcie i zwyciężajcie. W was płynie krew Żółkiewskich, Kościuszków, Poniatowskich”. Dzienniki zawierają kilka szczegółów, co do udziału rektora w uroczystości i jego nacechowanego patosem gestu: „Po mszy rektor każdemu z idących ofiarował medalik, sam włożył na szyję i błogosławiąc każdego serdecznie ucałował”. J. Orłowska nie omieszkała zamieścić uwagi o ubiorze swoich uniwersyteckich kolegów: „Chłopcy częściowo byli już w mundurach, w czapkach tylko studenckich”.
Odprowadziliśmy ich wszyscy: rektor, profesorowie i wszystkie prawie koleżanki
Po spotkaniu w gmachu uniwersyteckim, odbył się przemarsz ochotników „przy dźwiękach orkiestry” ulicami miasta, w stronę dworca kolejowego. „Obrzucana kwiatami młodzież ruszyła do gmachu województwa, gdzie ją pożegnał wojewoda lubelski […] przedefilowała przed gmachem Dowództwa, gdzie wznoszono okrzyki na cześć armii i […] Naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego”, relacjonował reporter „Ziemi Lubelskiej”. W „Dziennikach” J. Orłowskiej znajdziemy pewne, uzupełniające relację prasową szczegóły: „Odprowadziliśmy ich wszyscy; Rektor, Profesorowie i wszystkie prawie koleżanki”. Autorka nie kryła przy tym swojego patriotycznego i emocjonalnego zarazem zaangażowania: „I poszli chłopcy - najlepszy kwiat młodzieży - ofiarni na trud i znój. Poszli spełnić obowiązek mając przekonanie, że spełnienie obowiązku nie jest żadną zasługą, podczas gdy niespełnienie tegoż jest hańbą”.
W swoich dziennikach J. Orłowska zawarła notatki przedstawiające działania studentek w Lublinie, który stał się zapleczem polskich oddziałów. „Przed chwilą wróciłam z uniwersytetu, gdzie siedziałam od 6 popołudniu. Robiłyśmy paczki, szykowałyśmy jedzenie i nawlekałyśmy medaliki dla drugiej partii naszych chłopaków kochanych. […] Jeszcze na chwilę wszedł Rektor do „Bratniaka”, obejrzał nasze prace i powiedział, że «miło iść na front jak się wie, że takie ,rączki kochane» będą trochę myślały o tych co pójdą”.
Epilog
W sierpniu tego roku mija 101 lat od wielkiej bitwy rozegranej na przedpolach Warszawy. Lokowana w panteonie sławy polskiego oręża stała się momentem decydującym w toczącej się od 1919 r. wojny, która swój koniec znalazła w akcie podpisania traktatu pokojowego w Rydze w 1921 r. Kiedy rozpoczynała się wojna polsko - bolszewicka, lubelska Wszechnica wchodziła w drugi rok swojego funkcjonowania. Jej dewizą, przyjętą przez ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela i pierwszego rektora, było zawołanie „W służbie Bogu i Ojczyźnie (Deo et Patriae). Zapiski dotyczące tych wydarzeń zamieszczone przez Jadźkę Orłowską w jej „Dziennikach” świadczą, że już na początku historii Uniwersytetu, dewiza ta stała się wyznacznikiem i sprawdzianem także dla społeczności akademickiej, która w obliczu zagrożenia dla Ojczyzny musiała podejmować ważne decyzje.