Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Ich Mount Everest

Upragniona ciąża, wielka radość, wszystko przebiega książkowo i nagle jeden moment - i wali się świat. Przejść przez to pomaga hospicjum perinatalne.

Co robić?

W pierwszej chwili nie dociera do nich to, co słyszą. Potem zaczyna się wielki płacz, rozpacz, niedowierzanie. - Robię kolejne USG, które potwierdza wady i słyszę znowu, żeby pozbyć się kłopotu. Zewsząd dobre rady za i przeciw. Pytanie, czego chcemy? Spokojnie żyć? Tak, ale to już niemożliwe. Najłatwiej usunąć, ale jak, skoro słyszałam bicie serca i widziałam, jak moje dziecko macha rączkami. Coś mi tu nie pasuje. To nasze dziecko, nie płód czy fasolka, tylko wyczekane i już kochane dziecko! Rety, co robić? Całe noce przegadane. W końcu trafiamy do hospicjum perinatalnego. Chcemy porozmawiać. Słyszymy wtedy: „Możecie posłuchać lekarzy i zakończyć ciążę. Tylko, co to zakończy, a co zacznie dla was? Jeśli zdecydujecie się zachować ciążę, liczcie się z tym, że będzie ciężko. Zobaczcie, jak bardzo, możecie u nas poznać rodziny z chorymi dziećmi. My damy wam wszelkie wsparcie, sprzęt, lekarzy, pomoc materialną, duchową, psychologiczną, ale to będzie wasz Mount Everest”. Ta rozmowa pomogła nam uporządkować myśli, niczego nie sugerując. Postanawiamy przyjąć to, co jest i co będzie. Nawet jeśli dziecko pożyje tylko chwilę, będziemy mogli je przytulić, pogłaskać. Godzimy się na dziecko. Ogarnia nas wielki spokój - opowiada Anna.

Dwa tygodnie później tracą maleństwo. Dochodzi do poronienia. - Dzięki hospicjum w tak krótkim czasie zdołaliśmy się przygotować na różne scenariusze. Śmierć przyjmujemy ze spokojem. Decydujemy się zarejestrować i pochować dziecko, do czego mamy prawo. Zaczyna się ganianie po różnych instytucjach. W końcu się udaje. Pożegnaliśmy naszą maleńką, ale z  godnością - tak, jak chcieliśmy. Czujemy spokój i pewność, że zrobiliśmy to, co należało. Chcieliśmy tylko zostać rodzicami, a przy okazji zostaliśmy himalaistami dumnymi z tego, że pokonaliśmy nasz własny Mount Everest. I wiecie co, to daje niesamowitą siłę i satysfakcję, mimo wszystko! Teraz mamy swojego człowieka w niebie - mówią Anna i Paweł Górscy.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy