Nowy kościół na lubelskim Węglinku jest jedną z najszybciej wybudowanych świątyń w archidiecezji. Od półtora roku jest otwarty dla wiernych, a już 20 października parafia będzie obchodziła odpust patrona.
Parafia św. Jana Kantego funkcjonuje w Lublinie od przeszło siedmiu lat. Najpierw wirtualnie, bo wierni przez długi czas nie mieli swojego miejsca na wspólną modlitwę ani typowego duszpasterstwa parafialnego. Jednak, jak zaznacza proboszcz ks. Bogdan Zagórski, nie przeszkodziło im to w zawiązaniu kilku małych wspólnot, już pod patronatem św. Jana Kantego.
Pierwszą Mszę św. w nowym kościele odprawiono 1 marca 2020 r. Dwa tygodnie później przyszła pandemia i wielu z parafian nawet nie zdążyło odwiedzić nowego kościoła. - Są tacy, którzy jeszcze do tej pory nie wiedzą, że już działamy - śmieje się ks. Bogdan. - Wynika to z faktu, że ludzie przyzwyczajeni są do tych parafii, do których chodzili wcześniej. Wiem, że musi minąć trochę czasu, żebyśmy zaistnieli w sercach i umysłach szczególnie nowych mieszkańców.
Kościół św. Jana Kantego znajduje się w sąsiedztwie nowoczesnych bloków na lubelskiej Porębie i najnowocześniejszej szkoły w Lublinie. - To sąsiedztwo sprawia, że pomimo tak krótkiego funkcjonowania mieliśmy już i komunię i bierzmowanie - podkreśla proboszcz.
W najmłodszej lubelskiej świątyni wielu chce składać także przysięgę małżeńską. - Przyciąga ich surowość niewykończonego jeszcze kościoła i jego prostota.
Parafia św. Jana Kantego młoda jest nie tylko ze względu na czas funkcjonowania, ale dlatego, że parafianie to głównie ludzie młodzi. - Pewnie jako jeden z niewielu proboszczów mogę pochwalić się, tym, że w mojej parafii jest zdecydowana przewagą chrztów nad pogrzebami - mówi ks. Bogdan. - W pierwszym roku działalności mieliśmy 8 pogrzebów i 153 chrzty. W tym roku dotychczas to 13 pogrzebów, a już przeszło 180 chrztów. Do końca roku będzie ich na pewno ponad 200.
Choć w głębszym rozwoju duchowym parafii przeszkodził Covid oraz bardzo ograniczone możliwości lokalowe, to jednak u św. Jana Kantego działają już trzy koła różańcowe, mała wspólnota charyzmatyczna, dwa kręgi Domowego Kościoła i oddział Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. - Ciekawostką jest też fakt, że większość tych wspólnot zawiązała się jeszcze przed naszym “wejściem” do kościoła. Teraz się tylko rozrastają - zaznacza proboszcz.
Fenomenem parafii jest bez wątpienia zaangażowanie rodzin w tzw. róże różańcowe. - Mamy już pięć róż, a właśnie powstaje szósta. Problemem naszym ciągle jest jednak brak miejsc do spotkań wspólnotowych. W przyszłości w podpiwniczeniu kościoła będziemy mieli osiem sal. Na razie jednak musimy zadowolić się dwiema.
Jedna to tzw. sala na górze, w której ks. Bogdan czasowo mieszka i kiedy tylko może, stara się ją na spotkania udostępniać, druga to zakrystia ministrancka. - Większość tych naszych grupowych spotkań siłą rzeczy odbywa się więc trochę jak w czasach pierwszych chrześcijan - czyli po domach - śmieje się duszpasterz.
Kościół za to otwarty jest w ciągu dnia cały czas. Wielu przychodzi, by do specjalnego pudełka wystawionego w przedsionku wrzucić swoją intencję z prośbą o modlitwę za wstawiennictwem św. Jana Kantego. Wielu korzysta z wystawionych przez proboszcza na specjalnym talerzyku różańców, które ks. Bogdan sukcesywnie uzupełnia. - Dlatego, że tu mieszkam, jestem do dyspozycji parafian i kościół mogę zamykać dopiero wieczorem - zaznacza. Ludzie nową świątynię odwiedzają w ciągu dnia, ale najwięcej czasu przed Najświętszym Sakramentem spędzają w soboty wieczorem. - Wtedy mamy do nocy adorację i cały czas ktoś w kościele jest.
Przed najmłodszą wspólnotą w Lublinie jeszcze sporo prac w kościele i wokół niego. Parafia ciągle nie ma plebanii, ale jak mówi proboszcz, najważniejsze w tej chwili to, przykrycie dachu kościoła blachą. - To nasz priorytet.