Jak stać się świętym? Jakie cechy charakteru i warunki życia mają wpływ na przyjęcie męczeństwa i jak to się odbyło w przypadku Apostoła Polesia?
Święty Andrzej Bobola to jeden z patronów Polski, który nawet w obliczu śmierci prosił o jedność w narodzie. Sympozjum pt. „Święty Andrzej Bobola a tożsamość narodowa Polaków”, odbywające się 5 i 6 listopada, zostało zorganizowane przez lubelską parafię pod jego wezwaniem, Wyższą Szkołę Społeczno-Przyrodniczą im. W. Pola oraz Towarzystwo Bobolanum.
Jednym z prelegentów był prof. Adam Biela, który przyjrzał się świętemu od strony psychologicznej. − W psychologii wskazuje się na cztery główne zespoły czynników wpływających na rozwój indywidualny człowieka. Są to czynniki określone jako zadatki wrodzone, na które składają się przesłanki genetyczne dziedziczone po przodkach, drugi z czynników to środowisko zewnętrzne, które stanowi środowisko przyrodnicze i geograficzne człowieka, jak też środowisko społeczno-kulturowe, warunki wychowania i nauczania, czyli szkoła i dom rodzinny oraz grupy rówieśnicze i organizacje religijne. Wreszcie czwarty czynnik to aktywność własna – wyjaśniał profesor Biela.
Dom rodzinny
W przypadku Andrzeja Boboli warunki życia rodzinnego i jego wychowanie sprzyjały kształtowaniu wiary. Staraniem rodziców Andrzej już w dzieciństwie przystąpił do sakramentu bierzmowania. Środowisko rodzinne oraz tradycja szlachty polskiej w Małopolsce przyczyniły się do powstania w jego strukturze osobowości nowej i silnej relacji do transcendentnego Boga.
Andrzej uczęszczał do 5-letniego kolegium jezuickiego w Wilnie, gdzie ukończył gramatykę i retorykę, co miało wpływ na popularność jego późniejszych kazań. Znajomość języka greckiego dała mu możliwość podejmowania dyskusji z prawosławnymi duchownymi. Na przedostatnim roku szkoły był przekonany o wyborze swojej życiowej drogi – życia zakonnego i kapłańskiego wśród jezuitów. Szkołę ukończył 31 lipca 1611 roku. Mając w ręku stosowne dokumenty potwierdzające ten fakt, podjął pierwsze czynności związane z życiem zakonnym. Wczesnym popołudniem tego samego dnia zjawił się przed furtą klasztorną, prosząc o przyjęcie do nowicjatu. – Nie zmarnował ani godziny. Wykonał decyzję, którą wcześniej podjął. To był najważniejszy moment w jego dążeniu do świętości: trzymać się raz podjętej decyzji –mówi prof. Biela.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się