Misjonarzem może być każdy - także na swoim własnym podwórku. Niektórzy jednak muszą ruszyć w świat, by dotrzeć tam, gdzie niewielu chce żyć.
Siostra Amadeusza Sowińska ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej pochodzi z kujawskiej wsi Jaksice. Do Lublina przyjechała w 2015 r. - Zaczęłam wtedy pracę w Szkole Podstawowej nr 30 jak katechetka. To był cudowny czas i bardzo głęboko w sercu ciągle noszę tę szkołę - opowiada.
W 2018 roku s. Amadeusza wyjechała do Warszawy do Centrum Formacji Misyjnej na roczne przygotowanie do misji. - Wybrałam Kamerun, choć nasze siostry posługują w wielu różnych krajach na świecie. Po rocznym przygotowaniu 11 września 2019 r. wyleciałam do Afryki - wspomina.
W porównaniu do wielu misjonarek i misjonarzy, którzy od lat posługują na tym kontynencie, s. Amadeusza ciągle jest “świeżą” misjonarką. - W Kamerunie prowadzimy dwie misje – jedną w lesie, gdzie mamy szkołę podstawową i ośrodek zdrowia, oraz drugą – w miasteczku Ayos – gdzie obecnie jestem i pracuję.
Przez pierwsze dwa lata misjonarka przede wszystkim przyzwyczajała się do nowego życia,
- Zupełnie inna i obca kultura, zwyczaje, język, w tym języki plemienne, przeżyłam tzw. szok kulturowy, który każdy młody misjonarz przechodzi. Choć wiele już doświadczyłam i do pewnych rzeczy się przyzwyczaiłam, to jednak nie ma dnia, w którym by mnie coś nie zaskoczyło. Nie sposób opisać inności tutejszej kultury, pięknej i bogatej. Piękna przyroda, otwartość ludzi, niezwykła prostota, dzielenie się tym, co mają, radość. To jest coś, co niezwykle urzeka i sprawia, że człowiek zaczyna się tutaj dobrze czuć. Z drugiej zaś strony zetknęłam się z wieloma trudnymi sytuacjami, zwyczajami i obyczajami, które dla nas Europejczyków są nie do przyjęcia np. dzieci zawsze są na ostatnim miejscu, zupełnie inne wartości, skrajna nędza i skrajne bogactwo. Dla mnie osobiście niezwykle trudne jest tutejsze podejście do wychowania dzieci: bicie po głowie, krzyk, nieustanne kary. Dziecko nie otrzymuje za karę jedzenia, które i tak jest raz dziennie - opowiada.
W sierpniu 2021 r. siostry otworzyły w Ayos sierociniec. - To było nasze wielkie marzenie. Wiedziałyśmy od dawna, jak bardzo taki dom jest potrzebny. Sierociniec, w którym przebywają dziewczynki, misjonarki nazwały Domem Opatrzności Bożej. - AIDS i malaria zbierają tutaj ogromne żniwo - tłumaczy s. Amadeusza. - Wiele dzieci pozostaje tak po prostu na ulicy bez rodziców, stając się niejednokrotnie tanią siłą roboczą. Są przerzucane z rąk do rąk - wyjaśnia misjonarka.
Gdy tylko dom został otwarty, s. Amadeusza rozpoczęła tam posługę. - Zamieszkałam wraz z dziećmi w sierocińcu, którym zajmujemy się wraz z s. Dariuszą. Obecnie mamy 18 dzieci w wieku od 3 do 16 lat. Dzieci uczęszczają do katolickiego przedszkola oraz szkoły podstawowej prowadzonej przez ojców paulinów, starsze natomiast do liceum - wylicza.
Siostry marzą, by przygotować swoje wychowanki do dorosłego życia. - Chcemy nauczyć je konkretnych przydatnych zawodów: szycia oraz fryzjerstwa. Nasze dzieci objęte są również duchową adopcją, co stwarza im warunki do rozwoju oraz dobrego funkcjonowania domu - podkreśla s. Amadeusza.
Misjonarka pracuje na co dzień także przy parafii. - Prowadzę tam grupę dzieci o nazwie Coop-Monde. Oprócz tego dbam o wystrój naszego kościoła, przygotuję rzeczy liturgiczne. Nigdy nie sądziłam, że usiądę przy maszynie do szycia i stwierdzę, że to nawet fajna sprawa. Okazało się jednak, że człowiek nawet nie wie, do czego jest zdolny - śmieje się.
W jej parafii nie ma Mszy roratnich, jednak Adwent przeżywany jest podobnie jak w Polsce. - Wystrój kościoła, wieniec adwentowy, kolor fioletowy, mamy też katechezy mówiące o tym szczególnym czasie - opowiada.
Afrykańczycy nie świętują Wigilii. - Uczestniczą natomiast w Mszy św. o północy oraz obchodzą uroczystość Bożego Narodzenia. Świętowanie trwa tylko jeden dzień. Przygotowują na ten czas lepsze świąteczne jedzenie i - jeśli kogoś na to stać - kupują dzieciom prezenty, z reguły praktyczne, czyli np. ubrania - dodaje siostra.
Dzieci w Kamerunie nie otrzymują prezentów od św. Mikołaja. - Misjonarze prowadzą katechezę i przedstawiają postać św. Mikołaja Biskupa, jednakże nikogo nie stać na robienie prezentów. Dla polskich dzieci lizak, mydło, pasta do zębów czy szczoteczka to żaden prezent. Natomiast tutaj, gdy ktoś dostanie tak wielkie dobro, jest ogromna radość. Niestety, bardzo nielicznych stać na to, by taki prezent dziecku ofiarować - ubolewa zakonnica.
S. Amadeusza po raz kolejny będzie obchodziła Boże Narodzenie w Afryce. - Wiem, że najważniejsze jest kochać tych ludzi, być dla nich i z nimi, chcieć poznać kulturę, cieszyć się ich radościami, być z nimi w ich cierpieniu i pamiętać, dla Kogo to wszystko - podsumowuje.