Jego modlitwa upraszała łaski, łącznie ze wskrzeszeniem dziecka, o które prosiła matka. Dziś także kobiety w stanie błogosławionym proszą go o wstawiennictwo.
Choć Katarzyna Perkowska mieszka z mężem w Grajewie, nigdy wcześniej nie słyszała o ks. Stanisławie Papczyńskim, za przyczyną którego w pobliskim Ełku wydarzyły się cuda potrzebne do beatyfikacji założyciela Zgromadzenia Księży Marianów. Dowiedziała się o nim dopiero, gdy poproszono ją, by stworzyła opowieść rysowaną na piasku, przedstawiającą życie świętego.
− Rysowanie na piasku to moja pasja, którą zajmuję się od 10 lat. Za pomocą małych ziarenek można opowiedzieć każdą historię w niepowtarzalny sposób, pewnie dlatego marianie zwrócili się do mnie z prośbą o przygotowanie takiej opowieści o ks. Stanisławie Papczyńskim – mówi pani Katarzyna, która swoją pracę prezentowała w Lublinie w mariańskiej parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
Doświadczenie łaski
Okazało się jednak, że praca, której się podjęła, była nie tyle zadaniem do wykonania, ile łaską. – Zaczęłam dowiadywać się o ks. Papczyńskim i ze zdumieniem odkryłam, że w pobliskim Ełku wydarzyły się cuda za jego wstawiennictwem. Ponadto zafascynowała mnie historia jego życia i ufność, jaką pokładał w Bożej Opatrzności i Najświętszej Maryi Pannie. To nie ja tworzyłam opowieść o nim, ale on sam mnie prowadził. W dodatku okazało się, że jestem w ciąży. Niestety badania potwierdziły, że to ciąża zagrożona. Będąc mądrzejsza o świadectwa łask doświadczanych przez ludzi proszących o pomoc św. Stanisława Papczyńskiego, i my z mężem zaczęliśmy się modlić w intencji naszej nienarodzonej córeczki. Dziś Tereska jest z nami, urodziła się jako zdrowe dziecko i jest kolejnym cudem ojca Papczyńskiego – mówi pani Katarzyna.
Uratowany
Opowieści, którą stworzyła pani Katarzyna, towarzyszy tekst i muzyka. Za pomocą piasku na specjalnym stole pojawiają się rysunki ukazujące życie świętego.
Był niespokojny wiek XVII, w którym Polskę nękały ciągłe wojny. Marianna Papka była w ciąży. Wracając z targu do domu, musiała przeprawić się łodzią przez wzburzony Dunajec. Wpadła do wody. To wtedy ofiarowała siebie i swoje nienarodzone dziecko Bogu. W ostatniej chwili pasażerowie łódki zdołali ją wyciągnąć z odmętów rzeki, a chłopiec urodził się zdrowy. Nadano mu imię Jan. Rósł zdrowo, odznaczając się wielkim nabożeństwem do Maryi. Niestety miał ogromne problemy w nauce. Mimo wielkich wysiłków nie był w stanie nauczyć się nawet alfabetu. Widząc, że sam nie da rady, poprosił o pomoc Maryję. Ta wysłuchała modlitwy i następnego dnia, ku zaskoczeniu wszystkich, okazało się, że chłopiec wszystko umie. Od tamtej pory nauka przychodziła mu z łatwością. Kiedy podrósł, zapragnął pobierać naukę u księży jezuitów i zostać zakonnikiem. Udał się do Lwowa, gdzie nie został jednak przyjęty, gdyż uznano, że ma zbyt małą wiedzę. Nie zniechęciło go to.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się