Śmierć w wigilijny wieczór. O profesorze Czesławie Martyniaku

"Niewesołe są w tym roku święta. Po raz pierwszy nie mamy choinki" - zanotował w swoim dzienniku lubelski sędzia Remigiusz Moszyński. Tak wspominał jedne z najsmutniejszych, obchodzone w 1939 r. święta Bożego Narodzenia.

Dodatkowo, tamtego, pierwszego roku okupacji, zima rozpoczęła się wyjątkowo mroźnie i śnieżnie. Tym bardziej stała się uciążliwą dla społeczeństwa doświadczonego klęską wrześniową, okropnościami wojny i pierwszym okresem okupacji. „Śnieg leżał prawie do maja” wspominała po latach Helena Świda-Szaciłowska, absolwentka filologii romańskiej KUL, śpiewaczka i pedagog. Przygnębienie i smutek wdzierały się do codziennego życia. „Zamość robi bardzo przykre wrażenie. Na ratuszu olbrzymia chorągiew czerwona z czarną swastyką, takaż chorągiew na gmachu starostwa, na gmachu dawnej Akademii Hetmańskiej”, zapisał pod datą 23 grudnia Zygmunt Klukowski, lekarz, bibliofil i kronikarz wydarzeń okresu okupacji niemieckiej na Zamojszczyźnie. Pauperyzacja dotknęła wszystkie grupy społeczne, głód zaglądał w oczy wielu, doskwierała ogólna bieda. W tym czasie Zofia Nałkowska, jedna z najpopularniejszych pisarek i publicystek dwudziestolecia międzywojennego, do niedawna stała bywalczyni wielu salonów i różnych prestiżowych instytucji kulturalnych, by jakoś przeżyć, zakładała w Warszawie niewielki sklepik tytoniowy. W dziennikach z goryczą pisała o unicestwieniu życia społecznego: „Prasa, radio, kino, teatry, odczyty, koncerty, książki – nic nie ma. Życie odbywa się w milczeniu”.

Tragiczny wieczór

Także dla społeczności lubelskiej Wszechnicy nie był to dobry czas. 23 grudnia 1939 r., w noc wigilijną (tamtego roku kalendarzowo 24 grudnia przypadał w niedzielę, stąd zgodnie z tradycją niektórzy obchodzili Wigilię wcześniej, w sobotę), kiedy mieszkańcy Lublina przygotowywali się do pierwszych w czasie okupacji świąt Bożego Narodzenia, Niemcy zdecydowali się rozstrzelać dziesięć osób z grupy kilkuset aresztowanych w listopadzie i osadzonych na Zamku Lubelskim. Wyciągnęli z cel  znanych i szanowanych obywateli miasta, po czym wywieźli ich na kirkut, stary cmentarz żydowski usytuowany w północno-wschodniej części Lublina w dzielnicy Kalinowszczyzna. Tam, w świetle reflektorów samochodowych, rozstrzelano ich. Jednym z zamordowanych był Czesław Martyniak, młody błyskotliwy intelektualista zajmujący się filozofią prawa, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Miał zaledwie 33 lata. Pozostawił żonę będącą w stanie błogosławionym i osierocił czteroletnią córkę.

Poszukiwał podstaw

Czesław Martyniak od urodzenia był związany z Lublinem. Tu się urodził, tu odbył studia prawnicze i ekonomiczne na lubelskiej Wszechnicy. Kolejne etapy kariery akademickiej pokonywał niezwykle sprawnie, wręcz błyskawicznie. Studia kontynuował w Instytucie Katolickim w Paryżu, gdzie uzyskał doktorat z filozofii. W 1933 r. został zatrudniony w Katedrze Teorii i Filozofii Prawa KUL. W tym samym roku obronił doktorat z prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i objął stanowisko zastępcy profesora na KUL. Tuż przed wybuchem II wojny światowej habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego naukowy dorobek stanowi duże i oryginalne osiągniecie z zakresu filozofii prawa. Lubelski akademik niezależnie od modnego wówczas pozytywizmu prawniczego (nieuznającego istnienia prawa naturalnego), koncentrując się na poszukiwaniu podstawy obowiązywania prawa oraz relacji między prawem i moralnością, przyjmował, że nie jest możliwe oderwanie prawa od obiektywnych fundamentów etycznych. Inspirację do swoich badań czerpał z dzieł Tomasza z Akwinu. Wychodząc z założeń tomistycznych uważał, że prawo pozytywne (prawo stanowione, inaczej prawo tworzone przez człowieka) winno być zgodne z prawem naturalnym, a jeśli jest z nim sprzeczne, nie obowiązuje w sumieniu.   

Miał przyjemny głos

Wyraźnie wpisał się w krajobraz uniwersytecki i pamięć świadków epoki; został zapamiętany jako świetny wykładowca. „Był szczupłym brunetem średniego wzrostu, miał duże oczy i wyraziste rysy twarzy [….] Bardzo dobrze zapowiadał się jako uczony. Miał przyjemny glos i atrakcyjnie wykładał” (Józef Pastuszka). Uprawiał sport, piłkę nożną, hokej na lodzie, łyżwiarstwo, narciarstwo, z pasja grał w tenisa odnosząc w gronie polskich akademickich tenisistów spektakularne sukcesy. Jeden z ówczesnych studentów prawa, Jerzy Berezowski, zanotował  „Grywałem w tenisa z prof. Cz. Martyniakiem na korcie zlokalizowanym po stronie zachodniej KUL […]. Przyjemne były te rozgrywki”. Był aktywny i widoczny na wielu polach; angażował się w prace organizacji młodzieżowych, działa w Bratniej Pomocy, pełnił funkcję kuratora Akademickiego Związku Studenckiego; aktywnie uczestniczył w pracach Stowarzyszenia Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”. Na posiedzeniach lubelskiego koła tej organizacji wygłaszał referaty, animował dyskusje, reprezentował je na różnych zjazdach.

Dzień egzekucji

Po wkroczeniu Niemców do Lublina, wraz z nowym rokiem akademickim podjął zajęcia na uniwersytecie. Prowadził je aż do aresztowania 11 listopada 1939 r., co nastąpiło  w ramach akcji represyjnej, wymierzonej w elitę społeczną i intelektualną Lublina, nazwanej później Sonderaktion Lublin. Został zabrany wprost z sali wykładowej i osadzony na Zamku Lubelskim, gdzie współwięźniami byli profesorowie, duchowni, nauczyciele i sędziowie. Dla dziesięciu z nich Wigilia Bożego Narodzenia okazała się dniem egzekucji. Ignacy Czuma, profesor i podówczas prorektor Uniwersytetu tak zapamiętał ten dzień: „Było to w Wigilię o godzinie piątej po południu. Szykowaliśmy właśnie kolację wigilijną. Niemcy postawili choinkę na dziedzińcu zamkowym, a następnie wyprowadzono nas na spacer. Była zadymka, ostry mroźny wiatr szybko spędził większość kolegów z przechadzki, jednak my z Martyniakiem chodziliśmy dalej, by jak najwięcej użyć spaceru”.  Jak się później okazało, właśnie wtedy, w grudniowe mroźne popołudnie widzieli się ostatni raz. „W kilka kwadransów później wyprowadzono go z celi razem z innymi. Narzucił szybko futro i milcząc pokręcił głową. Później słyszałem, że z tej straconej dziesiątki on jeden próbował ucieczki, ale zatrzymał go drut ogrodzenia na którym zawisł. Przypuszczam, że na taki czyn mógł ważyć się jedynie profesor Martyniak, wysportowany i zwinny”, zaświadczał prof. Czuma.

Nie znamy okoliczności, w jakich nastąpiła egzekucja. Pewnych informacji dostarczają zdeponowane w Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku, niepublikowane relacje byłych więźniów, którzy na rozkaz Niemców musieli wykopać dół egzekucyjny, po czym zakopać w nim ciała zamordowanych. Jeden z więźniów, Wacław Nazarewicz, pochodzący z Woli Korybutowej zeznał: „W grudniu 1939 roku w Wigilię Bożego Narodzenia kopałem wraz z innym więźniami grób na cmentarzu żydowskim zwanym kirkutem. Grób ten był długi na 3 m i głęboki na 2 m.”[pisownia oryginalna -A. D.]. Z kolei inny z więźniów grabarzy, Stanisław Jakubowski, do Lublina przewieziony z Chełma, relacjonował  „[...] kopaliśmy doły i po wykonaniu wyroku zasypywaliśmy […]. po ustawieniu więźniów w szeregu przy samym dole i po serii karabinu maszynowego zabici lub zranieni padali do dołu wykopanego przez nas [...].

Epilog

Ciał osób zamordowanych 23 grudnia 1939 r. na lubelskim cmentarzu żydowskim nigdy nie odnaleziono. Na murze zabytkowego kirkutu umieszczono tablicę upamiętniającą ich egzekucję; jest na niej wyryte nazwisko Czesława Martyniaka. Jego dane widnieją także na tablicy pamiątkowej poświęconej profesorom i studentów, którzy zginęli w okresie II wojny światowej, umieszczonej na ścianie kościoła akademickiego KUL. W ostatnich latach nastąpił wzrost zainteresowania jego twórczością. Podejmowany przez niego ważny i frapujący, nie tylko z akademickiego punktu widzenia temat związku między prawem a moralnością, to zagadnienie wciąż aktualne.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..