Z wykształcenia historyk, od niedawna kluczowy wolontariusz Caritas. Paweł Miszczuk przekonuje, że pomagając, odpoczywa.
Na Galę Caritas się nie wybierał. - Miałem wtedy służbowe szkolenie - wspomina. - O 7.00 rano zadzwoniła jednak koleżanka i poprosiła, żebym z nią tę imprezę poprowadził. Wszystko miało się zacząć za trzy godziny.
Oczywiście się zgodził. - Paweł zawsze jest chętny do każdej pomocy - podkreśla Joanna Bańczerowska, rzecznik prasowy Caritas. - Dostałem scenariusz, wiedziałem, kto w tym roku otrzyma wyróżnienie, kogo Caritas doceni za bezinteresowną pomoc - zaznacza. Tym bardziej doznał szoku, jak mówi, gdy w pewnym momencie usłyszał tekst spoza scenariusza, że wolontariuszem roku w centrali Caritas został właśnie on.
- Zdecydowanie uważam, że to tytuł na wyrost - stwierdza z przekonaniem. - Myślę, że jest wiele osób, które bardziej na co dzień angażują się w pomoc, w działania wolontaryjne, którzy robią więcej. Ja jestem tu od niedawna.
Jednak to właśnie jego kapituła postanowiła wyróżnić. - Pawła w każdy piątek można spotkać w świetlicy dla dzieci, ale też często przemyka ulicami rozwożąc paczki dla seniorów - informują pracownicy Caritas AL. - Na co dzień jest nauczycielem historii w Szkole Podstawowej nr 6 w Lublinie, gdzie również w swoich uczniach zaszczepił ducha wolontariatu zakładając Szkolne Koło Caritas. To człowiek do każdego zadania, nawet jeśli dowiaduje się o nim dzień wcześniej.
Do wolontariatu, jak mówi, trafił trochę przypadkiem. - Wybieraliśmy się z kolegą na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Okazało się jednak, że kolega obiecał, że przed wyjściem pomoże jeszcze w przeprowadzce jakiemuś starszemu małżeństwu, które z dnia na dzień znalazło się na ulicy. Postanowiłem mu pomóc. To miała być praca na godzinę, a trwała przynajmniej pięć - śmieje się wolontariusz. - Na EDK też oczywiście później poszliśmy, ale właśnie wtedy dotarło do mnie jak ważna była dla mnie pomoc tym ludziom. Zrozumiałem, że powinienem się zaangażować w jakiś wolontariat.
I tak Paweł trafił do Caritas. Najpierw pomagał w najtrudniejszym czasie pandemii w rozwożeniu paczek, na które każdego dnia czekali starsi i schorowani ludzie. - Ta ich radość, że ktoś im pomaga, że ich odwiedza z tymi paczkami, uskrzydlała mnie. Poczucie, że mogę komuś pomóc, nie oczekując nic w zamian, było czymś, co dodawało mi niesamowity power.
Gdy przyszły wakacje, a Paweł jako nauczyciel miał blisko dwa miesiące wolnego, postanowił pojechać jako wolontariusz z dziećmi do Firleja. Wcześniej jednak, żeby je trochę poznać, zaczął przychodzić do świetlicy Caritas. I wsiąknął.
- Bardzo lubię być z dziećmi w świetlicy. W zasadzie tu odpoczywam - dodaje ze śmiechem. Jest jedynym mężczyzną, który dwa razy w tygodniu spędza czas z najmłodszymi podopiecznymi Caritas. - Przychodzę we wtorki i w piątki. Jestem nauczycielem, więc czuję się tu potrzebny. Pomagam dzieciom w lekcjach, i to nie tylko w historii - zaznacza. - Robię z nimi zadania z matematyki, z polskiego. Nie muszę, ale chcę. Może to dziwnie zabrzmi, ale tu odpoczywam. Nie realizuję podstawy programowej, nikt nie rozlicza mnie z pracy. Po prostu jestem dla nich. Niebawem będziemy razem doświadczenia chemiczne robić.
Paweł do świetlicy przychodzi zaraz po swojej pracy, i siedzi do wieczora. Na pytanie, czy nie wolałby inaczej spędzać wolnego czasu, odpowiada z przekonaniem, że wolontariat daje radość, że człowiek staje się dzięki niemu lepszy. - Oczywiście mógłbym poleżeć w domu przed telewizorem, ale po co? W swoim życiu obejrzałem już wiele filmów. A nic nie może się równać z tą radością w oczach dziecka albo starszej osoby, kiedy ofiarowuje się jej coś, co ma się najcenniejszego, czyli czas.