O człowieku, który nie tylko mocą modlitwy wyrzucał złe duchy, ale miał także osobiste kontakty z o. Pio, w książce "Ks. infułat Jan Pęzioł" pisze kapucyn o. Andrzej Derdziuk.
W książce lubelski kapucyn położył nacisk głównie na przedstawienie historii czterech listów ks. Pęzioła. - Sędziwy kapłan doskonale pamiętał detale poszczególnych wydarzeń - zaznacza o. Derdziuk. - Każdy z tych listów był wysyłany w konkretnej sprawie i dotyczył prośby o zdrowie lub uratowanie z dramatycznej sytuacji życiowej. Do końca swojego życia ks. Jan utrzymywał kontakt z uratowaną za wstawiennictwem o. Pio małą Basią, która jako dorosła kobieta została katechetką, a jej córka dziś jest uwielbianą przez dzieci siostrą zakonną.
Książka jest, jak mówi o. Derdziuk, swojego rodzaju hołdem złożonym byłemu kustoszowi wąwolnickiego sanktuarium. - W pożegnaniu wygłoszonym przez ks. Jerzego Ważnego, obecnego proboszcza w Wąwolnicy, wybrzmiało głębokie przekonanie, że ks. Pęzioł zostanie kiedyś zaliczony do grona błogosławionych - mówi o. Derdziuk. - Stwierdzenia tego typu słyszałem wielokrotnie od ks. Jerzego już wcześniej i jestem przekonany, że po dwudziestu latach współpracy z księdzem infułatem brzmią one bardzo wiarygodnie. Wiele ludzi uczestniczących w pogrzebie miało świadomość, że on tylko zamyka pewien etap działania ks. Jana, a otwiera nowy, gdy będzie się on wstawiał za nami z nieba.
Książka kończy się komentarzem profesora Grzegorza Wallnera, kierownika Kliniki Chirurgii Ogólnej, Gastroenterologicznej i Nowotworów Układu Pokarmowego. Człowiek, który był nie tylko lekarzem, ale przede wszystkim przyjacielem ks. Jana pisze, że ks. Jan, wiedząc, że jest śmiertelnie chory, któregoś razu powiedział mu „A czego ja mam się bać, najwyżej będę bliżej Pana Boga… jestem spokojny i czekam z wielką tęsknotą za Matką Bożą i spotkaniem z moimi rodzicami”.