O człowieku, który nie tylko mocą modlitwy wyrzucał złe duchy, ale miał także osobiste kontakty z o. Pio, w książce "Ks. infułat Jan Pęzioł" pisze kapucyn o. Andrzej Derdziuk.
O. prof. Andrzej Derdziuk ks. Jana zobaczył i usłyszał pierwszy raz, gdy był jeszcze małym chłopcem. Nie było to wydarzenie, które zapadło jakoś szczególnie w serce przyszłego zakonnika. Dopiero wiele lat później, gdy jako kleryk kapucyńskiego seminarium trafił do Wąwolnicy, spotkał człowieka, który bez reszty oddany był Panu Bogu i Jego Matce.
Gdy jako rektor seminarium kapucyńskiego w Lublinie na Poczekajce o. Derdziuk organizował pielgrzymki alumnów do Wąwolnicy, nie wyobrażał sobie, by kto inny niż ks. Jan wprowadzał kleryków w specyfikę tego sanktuarium. - Zawsze robił to bardzo chętnie i owocnie, gdyż z jego słów przebijało czytelne świadectwo, że jest świadkiem Bożego działania, na które sam był otwarty - podkreśla o. Derdziuk.
Więź sympatii między kustoszem wąwolnickiego sanktuarium a lubelskim kapucynem rodziła się także ze względu na znajomość ks. Pęzioła z bratem o. Andrzeja - Eugeniuszem Derdziukiem, który podobnie jak ks. Jan w swojej diecezji pełnił posługę egzorcysty. - Ks. Jan szanował kapucynów i miał w zakonie wielu zaprzyjaźnionych braci - dodaje o. Derdziuk. Dla kapucyna niezwykle ważna była też osobista więź kapłana z Wąwolnicy z osobą świętego ojca Pio z Pietrelciny. - Ks. Jan napisał do niego cztery listy i otrzymał konkretną odpowiedź. To była nadzwyczajna interwencja łaski, o którą w listach prosił ojca Pio polski ksiądz - wspomina o. Derdziuk. - We wrześniu 2011 roku spotkałem się z księdzem infułatem i przeprowadziłem z nim wywiad, w którym nagrałem jego opowieści dotyczące właśnie tych listów i późniejszych wydarzeń z nimi związanych.
W postaci ks. Jana, jak zaznacza o. Andrzej, zawsze budowała go pobożność, która nie była przesadna i nie wyrażała się w poszukiwaniu nadzwyczajności. - Jego prosta więź z Maryją była naznaczona synowskim oddaniem i dziecięcym zaufaniem, w której świetle Jej interwencje w sanktuarium wąwolnickim były czymś normalnym i oczekiwanym - opowiada. - Jego zdrowa religijność oparta była na osobistym doświadczeniu wierności Boga składanym obietnicom oraz niezachwianej wierze w moc wstawiennictwa Matki Bożej. Gotowość do modlitwy za innych oraz chęć poświęcenia swego czasu na posługę przybywającym pielgrzymom były czymś naturalnym w zachowaniu ks. Jana i nie wyczuwało się w jego postawie zniecierpliwienia, że ktoś kolejny oczekuje od niego interwencji u Matki Bożej. Widać było, że jest Jej sługą i nie robi problemów, że wykonuje swoje posłannictwo.