Zmarł 9 lat temu 6 kwietnia, w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia, po kilkumiesięcznej ciężkiej chorobie. Już za życia wielu uważało go za świętego.
Gdy leżał w szpitalu obok swojego klasztoru, odwiedzały go tłumy. − Kiedyś do jednego ze współbraci powiedział: „Niektórzy pacjenci myślą, że jestem kimś ważnym, bo tylu ludzi przychodzi, a ja jestem zwykłym skrobidechą” − wspomina kapucyn o. Andrzej Derdziuk. − Podczas jego pogrzebu wiele osób wyrażało przekonanie, że żegnają świętego. Do dziś przychodzą na jego grób, zapalając świece, przynosząc kwiaty i prosząc o wstawiennictwo.
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.