Czy można rodzinnie celebrować zmartwychwstanie Jezusa? Można, i to jak! Swoim doświadczeniem rodzinnego świętowania, a wcześniej przygotowania do tych najważniejszych dla chrześcijanina dni dzielą się Agata i Waldemar Miturowie.
Wielkanoc w rodzinie Agaty i Waldemara Miturów czuć już od początku Wielkiego Postu. Droga Krzyżowa, w której uczestniczą wraz z szóstką swoich dzieci oraz Gorzkie Żale, to pierwsze oznaki tego, że zbliża się czas wyjątkowy.
– Najbardziej jednak zaczynamy odczuwać nadchodzące święta, gdy rozpoczynają się rekolekcje w naszej parafii w Garbowie. To zazwyczaj wtedy przystępujemy do sakramentu pojednania, który zawsze nas przemienia, zbliża do Pana Boga i do siebie. Myślimy, że każda spowiedź jest jak Wielkanoc. To nasze osobiste zmartwychwstanie, powstanie z grzechów i kolejna próba bycia po prostu lepszym chrześcijaninem – mówią małżonkowie.
To, jak obecnie przeżywają święta jest owocem dojrzewania w wierze i formacji we wspólnocie Domowego Kościoła.
– W moim rodzinnym domu święta nie były jakoś szczególnie celebrowane. Zapracowani rodzice często nie uczestniczyli w Triduum, więc i my nie chodziliśmy do kościoła w tym czasie. Oczywiście zdarzało się, że mama w jakimś roku zdążyła pogodzić pracę z wieczorną liturgią, wtedy i my szliśmy z nią, ale to nie była reguła – wspomina Agata. W rodzinie Waldka udział w Triduum był zazwyczaj wydarzeniem obowiązkowym.
– Nie pamiętam, czy byliśmy całą rodziną we wszystkie dni i co roku. Z pewnością zawsze uczestniczyliśmy w rezurekcji, a dzień wcześniej w święceniu pokarmów. W mojej rodzinnej wsi był zwyczaj, że ksiądz przyjeżdżał święcić koszyczki i zbierali się wszyscy sąsiedzi, więc i nasza rodzina tam była. Myślę jednak, że dla mnie jako dziecka były to zwyczaje, za którymi nie kryło się zrozumienie tego, co wydarzyło się na krzyżu – mówi Waldek.
Z czasem postrzeganie świąt się zmieniało, nabierało głębi i nowego znaczenia.
- Pomocą w tej przemianie było osobiste wzrastanie w wierze, a kiedy się pobraliśmy i rozpoczęliśmy formację małżeńską we wspólnocie Domowego Kościoła, zmieniło się to jeszcze bardziej. Postanowiliśmy naszą rodzinę zawierzyć Panu Bogu, więc codzienne wybory i życie chrześcijańskie jest tego konsekwencją. Tak też wychowujemy nasze dzieci – podkreślają małżonkowie.
Własnoręcznie wykonane pisanki to jeden z symboli świąt.W ich domu codzienna rodzinna modlitwa jest czymś naturalnym, tak jak wspólne uczestnictwo w Triduum.
– To prawda, że czasem nie jest łatwo się zorganizować z szóstką dzieci, ale nie jest to niemożliwe. Staramy się całą rodziną brać udział w ważnych wydarzeniach związanych z wiarą. Nasz proboszcz czasem się śmieje, że Agatka rozkłada w bocznej nawie obóz dziecięcy na kocyku, by maluchy nie przeszkadzały i uczestniczymy w liturgii. Zazwyczaj też każde z nas ma jakieś posługi. Nie odmawiamy, gdy jesteśmy proszeni o przeczytanie czytania, modlitwy wiernych czy inne rzeczy, w które możemy się zaangażować. Dla naszej rodziny to nic nadzwyczajnego i dzieci o tym wiedzą – mówi Waldek.
Oczywiście obok obecności w kościele, święta mają swoją barwę także w ich domu.
– Staramy się wspólnie z dziećmi przygotować palmy na Niedzielę Palmową. Czasem już latem zbieramy trawy czy kłosy, które suszymy i farbujemy na kolorowo, czasem to palmy z kwiatów przygotowanych z bibuły. To angażuje wszystkie nasze córki – opowiada Agata. Wielka Sobota to rodzinne przygotowanie pisanek. Każdy ma jakiś pomysł na ich zdobienie. Wcześniej dzieci przygotowują także specjalne winietki, które podczas wielkanocnego śniadania ustawiają przy nakryciu każdego członka rodziny.
– Winietki są podpisane i ozdobione. W ubiegłym roku mama wypisała też na nich nazwy różnych polskich zwyczajów, o których opowiadaliśmy sobie potem przy stole. To była świetna zabawa – mówią Ela i Tereska najstarsze córki państwa Miturów.
Połączenie uczestnictwa w Triduum z kultywowaniem polskich zwyczajów i tradycji sprawia, że rodzinna Wielkanoc staje się czasem niezapomnianym.