Był nie tylko proboszczem i budowniczym kościoła, ale też sprawował nadzór nad pierwszą katolicką szkołą podstawową, która powstała przy budującej się parafii. Ks. Jana Miturę wspomina wieloletnia dyrektor Jadwiga Ożóg.
Odszedł do domu Miłosiernego Pana w Niedzielę Miłosierdzia. Zmarł w zakrystii kościoła, który zbudował. Przyszedł dołączyć do koncelebry i podczas przygotowań upadł.
Dla mnie jego niezwykłe odejście jest wymownym znakiem tego, że kto całym sercem miłuje Miłosiernego Jezusa, tego jeszcze bardziej On miłuje.
Do Lublina przybył z misją wybudowania pierwszego kościoła w rozbudowującej się dzielnicy Lublina Czechowie. Mieszkańcy nowo wybudowanych osiedli ucieszyli się, że wreszcie powstanie kościół i nie będą musieli jeździć do centrum miasta na Mszę Świętą.
Radość była w nas tym większa, bo papieżem został Polak. Ożyła nadzieja, optymizm i wiara, że można zmienić świat, w którym przyszło nam żyć.
Gdy nieoczekiwanie wprowadzono stan wojenny, ksiądz Jan nawet przez chwilę nie pomyślał, by przerwać budowę. Władza nie pomagała, ale parafianie spontanicznie ruszyli z pomocą. Sami przychodzili każdego dnia i chętnie wykonywali przeróżne prace, by ich marzenia o kościele stały się rzeczywistością.
Ks. Jan na spotkaniu w Szkole Podstawowej św. Jadwigi.Kościół błogosławionej Jadwigi Królowej stał się domem Jezusa obecnego w tabernakulum. Ale w pewnym sensie był też domem tego, który go budował. Wszystko, co się w nim znalazło, powstało dzięki jego ogromnym wysiłkom i staraniom.
W 1991 roku grupka zapaleńców wpadła na pomysł, by w nieużywanym budynku katechetycznym, który pierwotnie służył jako zaplecze budowy kościoła, otworzyć szkołę. To było niesamowite! Jeszcze jej nie było, a już ruszyła lawina pism, zezwoleń, poszukiwań. Wszystko to robili ludzie z pasją i wiarą, że może powstać szkoła, w której będzie można przekazywać chrześcijańskie wartości podobnie, jak robi się to w każdej polskiej rodzinie.
W roku 1994, dzięki staraniom zarówno dyrekcji szkoły i księdza Jana, szkoła otrzymała dekret arcybiskupa Bolesława Pylaka, potwierdzający katolicki charakter szkoły dotyczący nauczania i wychowania w duchu wyznania rzymskokatolickiego. Organem prowadzącym szkołę została parafia bł. Jadwigi Królowej reprezentowana przez księdza Jana Miturę.
W ten sposób zaczęła działać pierwsza w diecezji lubelskiej katolicka szkoła podstawowa. Mijały lata, a ksiądz Jan dzielnie sprawował nadzór nie tylko nad parafią, ale również nad naszą szkołą. Najistotniejsze było, by nie była ona katolicką jedynie z nazwy. Dla niego najważniejsza była realizacja katolickiego charakteru szkoły, innymi słowy, czy szkoła rzeczywiście wpaja uczniom wartości, które przekazuje nam Ewangelia. Czy kadra i wszyscy pracownicy szkoły dają na co dzień świadectwo swojej wiary. Czy wymagania stawiane innym są zgodne z nauką samego Jezusa.
Ksiądz Jan Mitura był człowiekiem wielkiej wiary, szerokiej wiedzy i ogromnej kultury. Jego zainteresowania nie ograniczały się wyłącznie do teologii i kapłańskiej posługi. Miał szeroko otwarty umysł, właściwie nie było tematu, którym można było go zaskoczyć.
Był wielkim patriotą. Dla niego Polska była wartością nadrzędną. Sam mówił, że Polska jest dla niego druga po Bogu. Dużo czytał, sporo wiedział i co najważniejsze dużo się modlił. Zbudował kościół, był proboszczem, kanonikiem, dziekanem i jednocześnie był człowiekiem wielkiej prawości i kultury.
Gdy dowiedział się, że przyjęliśmy grupę dzieci polskiego pochodzenia z Białorusi, już był w szkole. Kiedy, nie wiem, jakim cudem, dotarła do niego wiadomość, że odwiedziły nas rosyjskie nauczycielki z Syberii, natychmiast przyszedł, by się z nimi spotkać.
Wiedział o wszystkich ważnych wydarzeniach, o wycieczkach organizowanych dla uczniów, cieszył go fakt, że każda wycieczka była dostępna dla każdego ucznia (dochody z przeróżnych imprez w szkole przeznaczone były dla dzieci z najmniej zamożnych rodzin).
Szkoła od samego początku otwarta była także dla dzieci niepełnosprawnych i autystycznych. W tamtym czasie w szkołach publicznych nie było takiej dostępności. Przez trzy lata uczyła się u nas niewidoma od urodzenia Kasia. Były dzieci niepełnosprawne ruchowo, niedowidzące itp.
Przyjmowano dzieci spoza Polski. Uczył się syn konsula Ukrainy, wiele dzieci z różnych krajów Europy. Przez kilka lat uczyły się też dzieci z Meksyku.
Ta mała szkoła przyjmująca chore i niepełnosprawne dzieci zajęła trzecie miejsce w wynikach nauczania wśród wszystkich lubelskich podstawówek.
Mniejsze i większe sukcesy cieszyły naszego księdza Jana. Gdy przychodziły trudne momenty, wielokrotnie radził, co należy zrobić, jak on by się zachował.
Trudne momenty nie omijały też ks. Jana. Najpierw przyszła choroba, ale potrafił żartować, cieszyć się mimo cierpienia. Nie żalił się, nie narzekał. Kiedyś podczas rozmowy zadzwonił telefon. Najwidoczniej osoba dzwoniąca zapytała go, co robi, bo odpowiedział, że właśnie jest w towarzystwie trójki osób.
Gdy skończył, zapytałam nieśmiało, jak to trójki, przecież jest nas dwoje. Z uśmiechem powiedział: jest jeszcze towarzysz Parkinson.
Właściwie wszyscy ludzie są niezwykli, ale nie wszyscy potrafią zostawić po sobie tyle dobra. Pod koniec swojego życia, gdy przychodziły najtrudniejsze dni, nie tylko z powodu postępującej choroby, umiał zawierzyć wszystko Miłosiernemu. Tak powiedział podczas jednego z ostatnich naszych spotkań.
Oddał Mu wszystko, dlatego otrzymał tak wiele. Był człowiekiem, od którego pragnę nauczyć się zawierzyć do końca Jezusowi i kierować w życiu pokorą, bo tylko ona może zwyciężyć w nas pychę.
*Jadwiga Ożóg, pracownik KSP od 1.09.1991; dyrektor szkoły od 1994 do 2018.