W czerwcu mija 54. rocznica jego święceń kapłańskich, które przyjął w swojej rodzinnej parafii - św. Anny w Lubartowie, podczas gdy koledzy z roku przyjmowali je w katedrze lubelskiej.
Mieszka od kilku lat w domu księży przy ul. Bernardyńskiej i, jak mówi, jest czynnym emerytem, gdyż stara się angażować w pomoc duszpasterską, ale także pilnuje regularnych spacerów i spotkań z ludźmi.
W czerwcu mija 54. rocznica jego święceń kapłańskich, które przyjął w swojej rodzinnej parafii św. Anny w Lubartowie, podczas gdy koledzy z roku przyjmowali je w katedrze lubelskiej. – Było to 16 czerwca 1968 r. Mnie i mojemu bratu wujecznemu Marianowi Kosiorowi święceń udzielił bp Jan Mazur, ówczesny biskup pomocniczy. Byliśmy spokrewnieni, dlatego święcenia odbyły się w Lubartowie – wspomina ks. kan. Tadeusz Klej. Uroczystość święceń wyglądała według świadków imponująco. Odbywała się na zewnątrz, było mnóstwo wiernych tak, że plac wokół dzisiejszej bazyliki św. Anny był gęsto zapełniony ludźmi. – Za uroczystość odpowiadał dziekan, ks. Walenty Ligaj, proboszcz u św. Anny. Organizatorami byli dwaj wikariusze, ks. inf. Kazimierz Bownik i nieżyjący już ks. kan. Tadeusz Brzyski. Święcenia odbyły się na przyczepie, oczywiście odpowiednio osłoniętej i ozdobionej, służącej za podwyższenie. W tym miejscu jest teraz ołtarz polowy z figurą św. Anny – wspomina ks. T. Klej.
Przyjęcie po Mszy św. prymicyjnej organizowały wspólnie rodziny neoprezbiterów. – Obiad odbywał się w nowej stodole rodziców Mariana w Lisowie. Mieszkaliśmy po sąsiedzku. Kiedy już wszyscy się najedli, jeden z pomysłowych księży, Ryszard Jurak, zapytał mnie, czy ktoś nie ma tu we wsi akordeonu. Posłaliśmy po instrument i zaczął grać, a młodzież zaczęła tańczyć, zresztą nie tylko młodzież. Ks. Jurak zawsze miał wspaniałe pomysły organizacyjne, dzięki niemu były tańce, była świetna zabawa. Wszyscy przyjęli to bardzo pozytywnie – śmieje się ks. Klej.
– Po święceniach, podczas trwających Duszpasterskich Wykładów Akademickich na KUL, pracownik kurii wręczył mi nominację. Okazało się, że zostałem skierowany do parafii w Turobinie. Ks. Jan Sobczak, który był wikariuszem w Lubartowie, powiedział mi: „Tadziu, do Turobina to na kolanach!”. Taka była opinia o tamtej parafii. I rzeczywiście w Turobinie było mi bardzo dobrze – wyznaje ks. Klej. – Później już nigdzie nie spotkałem takiego zaangażowania w życie parafii rodziców, ministrantów, uczniów w ogóle. Byli zawsze zainteresowani katechezą, uroczystościami parafialnymi. Było to bez wątpienia wspaniałe. No i był wspaniały proboszcz, świątobliwy ks. kan. Wincenty Pawelec. Nazywam go specem od duchowości – precyzuje.
Czytaj też: Archidiecezja lubelska ma 4 nowych księży.
Pełna wersja artykułu w kolejnym 23/2022 papierowym wydaniu „Gościa Lubelskiego”.