Przez większość swego kapłańskiego życia związany był z Bełżycami. Najpierw jako wikary, potem jako proboszcz. Tu też został pochowany wśród ludzi, którym służył całe swoje życie.
Wobec odejścia kogoś, kogo kochamy i cenimy, zawsze rodzi się smutek, ale w tym przypadku przede wszystkim cisną się na usta słowa "Deo gratias" za życie ks. Czesława Przecha.
- W XVI wieku we Włoszech żył skromny brat zakonny Feliks, który nie pełnił żadnych ważnych funkcji i nie posiadał ludzkich zaszczytów, a jednak został wyniesiony na ołtarze. Bracia w klasztorze nadali mu przydomek "Deo gratias", gdyż Feliks na każde pozdrowienie, czy informację jaką otrzymywał miał zawsze jedną odpowiedź: "Deo gratias", czyli Bogu niech będą dzięki. Nawet, gdy powiadomiono go o śmierci matki tak odpowiedział. Nie znaczy to, że był złym synem i ucieszył się ze śmierci mamy. Był człowiekiem głębokiej wiary, który rozumiał, że jego matka ogląda teraz Boga twarzą w twarz i raduje się obecnością świętych. My także w obliczu śmierci ks. Czesława powtarzamy słowa: "Bogu niech będą dzięki" nie dlatego, że cieszymy się z jego odejścia, ale mamy tak wiele powodów, by dziękować za jego życie i talenty jakimi mogliśmy się cieszyć - mówił abp Stanisław Budzik podczas Mszy św. pogrzebowej ks. Czesława.
Kapłana żegnali członkowie rodziny, koledzy z seminarium, liczni kapłani, z którymi współpracował, a przede wszystkim rzesze wiernych, dla których zawsze miał czas i pogodny uśmiech.
To właśnie uśmiechem zdobywał ich serca i swoją otwartością na drugiego człowieka.
Dwa tygodnie temu, wraz z kolegami ze swego rocznika święceń, obchodził jubileusz 60. lat kapłaństwa. Mszy św. w kaplicy domu księży emerytów także przewodniczył abp Stanisław.
- Ks. Czesław siedział już wtedy na wózku i było widać, że jego myśli bardziej ulatują ku niebu niż ku sprawom ziemskim. Kiedy podszedłem do niego udzielić mu komunii świętej, rozpromienił się. Mimo niemocy ciała, radość z Eucharystii wciąż była obecna w jego życiu - mówił abp Stanisław.
O tej radości płynącej z wiary świadczą także zachowane dokumenty dotyczące ks. Czesława. Gdy po ukończeniu liceum biskupiego w Lublinie postanowił zgłosić się do seminarium, proboszcz z jego rodzinnej parafii wystawił mu opinię, w której chwalił młodzieńca. Pisał, że ilekroć przyjeżdża ze szkoły do rodzinnego domu zawsze można go spotkać w kościele, służy kapłanom pomocą jest uczynny, grzeczny i zawsze uśmiechnięty. Kilka lat później, gdy odbywał kleryckie praktyki w Sitańcu, tamtejszy proboszcz wystawił mu podobną opinię zaznaczają, że jeśli dalej z taką radością i gorliwością będzie pracował z pewnością przyniesie wiele pożytku Kościołowi. Tak się rzeczywiście stało.
- Ks. Czesław potrafił zjednywać sobie ludzi. Był budowniczym nie tylko kościołów z cegły, ale i żywego Kościoła. Raz jeszcze taką opinię o nim wyraził abp Józef Życiński występując o nadanie mu odznaczenia kapelana Jego świątobliwości. "To człowiek, który pomnaża swoje talenty przyciągając ludzi do kościoła" pisał abp Życiński. Takim też go zapamiętamy - mówił abp Stanisław.