Siódmy dzień w drodze - 30 km trasy. Ci, którym wydawało się, że pielgrzymka to bułka z masłem, są już po największym kryzysie.
Każdy dzień pielgrzymów, którzy 3 sierpnia wyruszyli w drogę, wypełniony jest modlitwą. Jest też jednak czas na rozmowę, zabawę, a ci, którzy po długiej wędrówce mają jeszcze siły, mogą nawet tańczyć. Podobno Matka Boża regeneruje najlepiej.
8 sierpnia pielgrzymi dotarli na Święty Krzyż. - Teraz będzie już z górki - mówią ci, dla których ten właśnie etap był jednym z trudniejszych. - Idę pierwszy raz i choć przygotowywałam się zarówno fizycznie, jak i mentalnie, są momenty, że nie daję rady - mówi Marta, tegoroczna maturzystka. - Najważniejsza jest jednak intencja i jej się trzymam kurczowo. Bardzo chcę dojść do Częstochowy bez żadnego wspomagania.
Mszy na Świętym Krzyżu przewodniczył bp Adam Bab. Mówił o naszych wyborach i ich znaczeniu. - Żeby nam nie przyszło do głowy, że Bogu jest obojętne nasze życie, nasze wybory, można żyć byle jak, byle w ostatniej chwili Go zagadać - przekonywał. - Papież Franciszek powiedział, że Bóg nie męczy się przebaczaniem – tak, ale nie możemy Boga traktować jak maszynkę do przebaczania, tak po cwaniacku, bez względu na dotychczasowe wybory, jakby były one nieistotne – zaznaczał w homilii bp Adam.
Siódmego dnia pielgrzymi dotarli do Dymin. Wcześniej modli się wspólnie w Daleszycach podczas Mszy św. w parafialnym kościele. W homilii ks. Krzysztof Podstawka, ojciec duchowny pielgrzymki podkreślał, że na pielgrzymim szlaku nie brakuje znaków, musimy je tylko dostrzegać i chcieć odczytać. - Mogliśmy się tu nie spotkać, nigdy ze sobą nie rozmawiać, nie doświadczyć tego, co dzieje się na szlaku, ale tu jesteśmy, a Pan do nas mówi.
Przed pielgrzymami jeszcze pięć dni drogi. Każdy z pątników niesie do Częstochowy swój bagaż. I wcale nie są to zapasowe ubrania czy karimaty. Pielgrzymi niosą swoje bagaże doświadczeń życiowych, przeżyć, często zawodów i porażek. Idą, by oddać to wszystko Matce Bożej w nadziei, że przyjmie, uleczy, że pocieszy.