W dzień pracowała w białym domku komendanta, wieczorem wracała do obozowego piekła. Losy Ewy Waleckiej--Kozłowskiej posłużyły za scenariusz do filmu.
Była zima, tuż po Bożym Narodzeniu 1942 roku. Dla młodziutkiej Ewy były to szczególne święta. Pierwszy raz w swoim 17-letnim życiu dostała własny płaszcz. Nie, jak dotąd, po którejś ze starszych sióstr, ale swój własny, nowiutki, prosto ze sklepu. Cieszyła się nim ogromnie. Niedługo. Tydzień po Bożym Narodzeniu do jadłodajni prowadzonej przez jej rodziców weszło gestapo. – Czy jest tu Ewa Walecka? – zapytał Niemiec znający język polski. Była. Wiedziała, że to nie pomyłka, jak sądzili jej rodzice. Uśmiechnęła się jednak do mamy i powiedziała, że na pewno wszystko się wyjaśni, a ona zaraz wróci do domu. Szwagier podał jej nowy płaszcz. Zarzuciła go na ramiona i w domowych kapciach, tak jak stała, wyszła z gestapowcami. Był rok 1943. Ewa trafiła do obozu na Majdanku. Swoją historię opowiedziała naszej redakcji w 2006 roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.